sobota, 23 lutego 2013

Chapter 6.


~z perspektywy Harryego~

Zdawało mi się, że sekunda trwa wieki. Wszystko miało rozstrzygnąć się w przeciągu piętnastu minut. Czas dłużył się i dłużył. Nie potrafiłem usiedzieć w miejscu. Od tego cholernego kwadransa miała zależeć moja znajomość z Marthą. Chłopcy spokojnie śledzili przebieg wydarzeń na naszych miejscach, a ja krążyłem dookoła automatu z wodą, jakbym czekał po długiej suszy na choćby kilkanaście kropel deszczu.  Kiedy usłyszałem głos jurorki moje serce podskoczyło mi do gardła. Czym prędzej wróciłem na miejsce. Nasłuchiwałem rezultatów. Trzymałem z całej siły kciuki, aby pozwolili wejść Brooks do grupy tanecznej Biebera.
-A ty coś taki spięty? – usłyszałem głos Lou. Natychmiast odwróciłem głowę w jego stronę i przycisnąłem palec do ust, dając mu tym grzecznie do zrozumienia, że ma nic nie mówić. Chłopak chyba zrozumiał, bo tylko pokazał dłonie w oznace kompromisu i oparł swoje plecy o siedzenie. Mój wzrok ponownie powędrował na scenę. Spojrzałem na wejście zza kulisy i dostrzegłem ją trzymającą się za rękę z jakimś chłopakiem. Mój humor od razu uległ zmianie. Życzyłem temu chłopakowi, żeby się nie dostał. Nie było to w moim nawyku życzyć komuś źle. Wtedy byłem wściekły. Facet chciał poderwać mi moją potencjalną dziewczynę. Nie mogłem do tego dopuścić.
-Witamy was ponownie. – zaczął przewodniczący komisji. – Chcemy, żebyście wiedzieli, że podnieśliście poprzeczkę wysoko. Było bardzo ciężko wybrać tylko kilku z was.
-Teraz będziemy czytać kolejno nazwiska. – obok przewodniczącego siedziała niska kobieta, która w tamtej chwili przemówiła. – Wyczytane osoby proszone są o krok w przód. – moje serce przyspieszyło. Czułem się jakbym biegł. Trudno było mi złapać oddech. Zacisnąłem mocno kciuki i wbiłem wzrok w dziewczynę.
-Michael Dallas, Kim Robson, Amy Adams, Carl Kosinsky, Tom Donaghiu, Jennifer Kraft, Ian Eastwood. – Eastwood puścił dłoń Marthy i zrobił krok w przód. –  Niestety, ale muszę was zmartwić. – miałem wielką nadzieję, że te osoby odpadną, a te w drugim rzędzie dostaną tą posadę. Desperacko chciałem tego. A po słowach kobiety nabrałem jeszcze większej nadziei. Na mojej twarzy pojawił się triumfalny uśmiech.– Niestety od jutra będziecie zmuszeni wstawać codziennie o piątej rano, żeby zdążyć na trening. Wasza siódemka zostaje właśnie współpracownikami Justina Biebera! – uśmiech zszedł mi z twarzy. Miałem ochotę zniknąć. Chciałem podejść do sędziów i powiedzieć im co o nich myślę. Pokazałbym im gdzie jest ich miejsce. Byłem wściekły. I to bardzo. Wstąpiła we mnie furia i z całej siły uderzyłem w krzesło przede mną. Zasyczałem z bólu, gdyż to było nie przyjemne doświadczenie.
-Z resztą musimy się niestety pożegnać. Dziękujemy, że zaszczyciliście nas swoją obecnością. – kobieta dokończyła swoją wypowiedź, a ja spojrzałem na Justina, który także był wyraźnie zaskoczony.
-Zamierzasz coś z tym zrobić?! – zapytałem. Wszyscy odwrócili głowy w moją stronę i popatrzyli po mnie zdezorientowani.
-Ale co ja mogę zrobić?
-Koleś, jesteś Justin Bieber i tak jakby to ty będziesz pracował z nimi! Rusz tyłek i spraw, że do tej siódemki do łączy jeszcze jedna osoba.
-Słucham?
-Naprawdę nie rozumiesz, że jeżeli Marthy Brooks nie będzie w twoim zespole tanecznym to twoje koncerty zejdą na psy?! – nie powinienem tak mówić. W końcu nie była to jego wina, a ja tak bezpodstawnie wyżywałem się na nim.
-Uuu… Harold się zakochał. – głos Zayna w tamtym momencie wydawał się być naprawdę irytujący. Wszystko wydawało się takie być. Za bardzo się w to wciągnąłem, żeby się poddać. Chciałem coś z tym zrobić. Skoro Justin bał się postawić tym zakichanym jurorom to ja byłem idealnym kandydatem do tego, żeby to zrobić. – Nic nie odpowiada, czyli to prawda.
-Zamknij się już. – spiorunowałem go spojrzeniem. Nie chciałem nikogo ranić, ale w tamtym momencie to było nie wykonalne. Wtedy wszyscy dokładali do pieca jakimiś swoimi dennymi tekstami i przemyśleniami nie godnymi jednego funta.
-Stary, spokojnie. Pożartować nie można? – twarz Mulata mówiła o nim wiele. Widać było, że się przestraszył.
-Naprawdę to było cholernie. – niemalże krzyknąłem. – HAHA. – zaakcentowałem mój ‘śmiech’ – Ale się uśmiałem.
-Harry co w ciebie wstąpiło? –popatrzyłem na każdego z osobna. Nie miałem ochoty z nimi rozmawiać. Już dość wtedy zawojowałem. Na samym końcu mój wzrok utkwił na gospodarzu tego cyrku. To wszystko wydawało mi się być jedną wielką kpiną.
-Będziesz tak teraz siedział?! – zapytałem go. Brunet spojrzał na mnie z grymasem smutku na twarzy. Jego oczy mówiły coś w stylu ‘nie potrafię nic zrobić’. To jeszcze bardziej wpędzało mnie w furię. – Rusz tą swoją szanowną dupę i zrób coś z tym!
-Harry! – jedyną osobą, która mogła wtedy zainterweniować był Liam. On zawsze nas pouczał i ganił za nieodpowiednie zachowanie.
-Nie! – Kanadyjczyk od razu wykrzyknął. – On ma racje! – można by powiedzieć, iż byłem dumny sam z siebie. Zachęciłem do działania takiego gracza jakim jest Bieber, a podobno to nie łatwa sztuka. Wywołałem u niego coś w rodzaju poczucia winy. Należał mu się w tamtym porządny kop w cztery litery. Za dużo przebywał z głową w chmurach. O wiele za dużo myślał i za mało działał. To był jeden poważny mankament w tym kolesiu. – Muszę coś zrobić! – wypowiedział sam do siebie i poderwał się z krzesła. Cała reszta jak na komendę ruszyła za nim. U jego boku kroczył roześmiany Blondyn, który nie wiadomo z czego się śmiał. Specyficzny śmiech Irlandczyka roznosił się z echem po wszystkich korytarzach budynku. Nie zdziwiłbym się gdyby przez niego przechodni myśleli, że to psychiatryk. Zaraz za Bieberem i Horanem podążali Liam z Lou i o czymś zawzięcie dyskutowali. Zaraz obok mnie w ciszy szedł Zayn. Jego głowa była spuszczona w dół. Trochę było mi go szkoda szczerze powiedziawszy.
-Słuchaj. – nagle usłyszałem głos Malika. – Ja nie chciałem. To miał być tylko…
-Tylko żart. – dokończyłem za niego. Tak wiem. Nie chowam do ciebie żadnej urazy. – chłopak spojrzał na mnie z czymś w rodzaju niedowierzania. Aby choć na chwilę rozluźnić tą napiętą atmosferę uśmiechnąłem się do niego pogodnie. Mulat zareagował w podobny sposób. Znowu zaczęliśmy normalnie rozmawiać. Bez żadnych emocji. Na luzie. Tak jak zawsze. Zbliżaliśmy się do końca korytarza. Nadszedł czas aby skręcić. Zrobiłem to. Jednak nie obyło się bez stłuczki z inną osobą. Prawdą było, że zamyśliłem się. Całkowicie straciłem głowę. Myślałem o dziewczynie. O jej idealnych kształtach i ruchach. Zaimponowała mi. Swoim tańcem, jej delikatnym głosem. Wszystkim. Zastanawiałem się czy taki ktoś może naprawdę istnieć. A jednak…
-Przepraszam. – powiedziałem po tym gdy wpadłem na kogoś. Spojrzałem na osobę, z którą się zderzyłem i nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Przede mną stała,  a właściwie to w popłochu uciekała z tego budynku, Martha Brooks we własnej osobie. Pomimo szoku na mojej twarzy zagościł delikatny uśmiech. Przechodząc obok mnie poczułem woń jej perfum. Znałem wiele zapachów, lecz takiego którego ona używała nie spotkałem do tej pory. Pachniał jak mieszanka różnorakich kwiatów rozcieńczonych w porannej rosie. Był rześki. Jak ona. Z zachwytu nawet nie zauważyłem, że ona nic nie odpowiedziała. Było to dla mnie najmniej ważne. Ona przeszła koło mnie, otarła się o moją osobę. To sprawiało, że chciałem żyć. Może i  brzmi głupio, ale było to najszczerszą prawdą. Odradzałem się na nowo w kontakcie z jej dotykiem.
*
-Jak to nie możecie nic zrobić?! – krzyk Justina było słychać wszędzie. Dźwięk był bardzo donośny, szczególnie gdy stało się tuż obok niego.
-Przykro mi, ale my już wybraliśmy. – tłumaczył się przewodniczący komisji.
-Czy ja już nic nie mam do powiedzenia w tej sprawie?! To dla mnie będę pracować, nie dla was! – nareszcie z ust Kanadyjczyka słyszałem mądre słowa. – Dlaczego nie przyjęliście Marthy Brooks. Jej taniec był świetny. O wiele lepszy od tych, którzy zostali wybrani!
-Panie Bieber, ta dziewczyna mieszka w Londynie. Jest z niezamożnej rodziny i dodatkowo dopiero co zaczęła szkołę taneczną. Nie dałaby rady psychicznie, fizycznie i przede wszystkim finansowo.
-Nie wiedziałem, że żeby dostać prace od razu trzeba mieć pieniądze. – włączyłem się w rozmowę kpiąc od razu. – Zaraz, zaraz. Skoro jej stan majątkowy jest bardzo lichy i przyjechała tutaj za własne pieniądze to  naprawdę musiało jej zależeć. Czy wy tego nie potraficie dostrzec? Możliwe, że Martha wydała ostatnie pieniądze na podróż po to, a wy ją tak po prostu dyskryminujecie. Zastanówcie się nad sobą, bo z wami naprawdę jest coś nie tak.
-Panie Styles, wypraszam sobie taką gadkę! – tym razem kobieta zajęła głos.
-Za przeproszeniem, ale możecie sobie wsadzić gdzieś to wasze wypraszam. Musicie zrozumieć, że w tym świecie nie liczą się tylko pieniądze. Dziewczyna ma pasje i pomimo wszystko chce ją rozwijać i realizować. Utrudniacie to!
-Jeżeli ma pan takie zdanie to może niech pan sfinansuje pani Brooks podróż do Stanów, zapewni jej mieszkanie i wyżywienie. Wtedy możemy porozmawiać.
-A żeby pani wiedziała, że tak zrobię! Gdzie się podziała do cholerna równość człowieka o którą tak Amerykanie zawzięcie walczyli. No gdzie?!  - nie uzyskałem odpowiedzi.
-Kiedy indziej wrócimy do tej rozmowy. – menadżer Justina, Scooter zarządził i wszyscy byli zmuszeni opuścić mały pokój.
-Pieprzcie się. – powiedziałem pod nosem i wyszedłem. Szybko chciałem wydostać się na zewnątrz i zaczerpnąć świeżego powietrza. Zawiodłem się. Zawsze uważałem, że ten naród jest inny, lepszy. W tamtym momencie Anglia wydawała się być dla mnie najlepszym narodem pod słońcem. Byłem prawie pewny, że tam by tak nie postąpili. Powiem więcej. Przyjęli by ją z otwartymi ramionami. Takich tancerzy jest mało na świecie, którzy pomimo trudności potrafią spełniać swoje marzenia. Jedną z nich była Martha. Było mi jeszcze bardziej żal. Niemość, że spodobała mi się od samego początku to jeszcze pokazała, ze potrafi walczyć. Usiadłem na schodkach przed studiem tańca i schowałem twarz w dłonie. Poczułem w nozdrzach zapach papierosów. Niedaleko mnie stał palący Malik. Kiedy mnie zauważył od razu przysiadł się do mnie. Zabrałem mu papierosa z dłoni i zaciągnąłem się dymem.
-Co zamierzasz z tym zrobić? – zapytał.
-Nie wiem, ale na pewno tak tego nie zostawię. Będę walczył o to, żeby ona się tu znalazła. Choćby nie wiem co!– odparłem.
~*~
TADAM! :)
oto i jestem ponownie z nowym rozdziałem.:)
mam nadzieję, że Wam się spodoba.
jeżeli wystąpią jakiekolwiek błędy językowy czy coś w tym stylu to przepraszam.
pisałam to dla was po nieprzespanych 24 godzinach.
teraz padam na twarz.
chciałam też przeprosić za to że tak długo nie dodawałam.
powiem wprost. nie miałam czasu. :(
so sorry.
*
ale nic. 
teraz już rozdział jest i czeka na Waszą opinię.:)
7+ komentarzy = next chapter x

10 komentarzy:

  1. Już nie mogę doczekac się kolejnego rozdzialu asdfghjkl. A Harry jak walczy o nią omg kocham to xd
    Do następnego ;)
    ~Kamila

    OdpowiedzUsuń
  2. Omomoomomomoomom *__*. Jak Harry o nią walczy *O*. Czekam :D.

    OdpowiedzUsuń
  3. BOŻE WALECZNY HARRY ;33 ale to jury serio glupie -.- ale okok mam nadzieje ze Styles odnajdzie Marthe i jej pomoze ;*
    Fenomenalne opowiadanie<3
    pisz szybko nowyy bo juz nie mg wytrzymac co bedzie dalej ! ;o

    Zzx

    OdpowiedzUsuń
  4. Awwwww.*-* How sweet.<3 Jaram się tym opowiadaniem.*-* Piękne i cudowne..czekam na następny rozdział beejbe.<3 :***
    /Daniella.^^

    OdpowiedzUsuń
  5. AAA, kolejny zajebisty. Harry dobrze zrobił, że walczył o to żeby Martha przeszła. Szkoda, że się nie udało. :c Czekam na kolejny rozdział, xx

    OdpowiedzUsuń
  6. Super, czekam na nexta ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Super opowiadanie moja droga posidasz nie zmierny talent tworczy.

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny, masz wielki talent

    OdpowiedzUsuń