~z perspektywy Marthy~
Wpatrzona w wielkie lustro na sali do ćwiczeń, wolno
wykonywałam ćwiczenia rozciągające. Skłoniłam się i otwartą dłonią dotknęłam
drewnianej podłogi. Przekręciłam głowę w lewą stronę ściany na której wisiał
zegar wskazujący w tamtym momencie godzinę dwudziestą. Po chwili mój wzrok
ponownie wbił się w lustro i zaczęłam powoli wykonywać pierwsze ruchy układu
przygotowanego na lekcję baletu. To były moje pierwsze zajęcia ’po godzinach’.
Chciałam dopracować swój popisowy występ przed pierwszą lekcją. Na nogach po
raz pierwszy miałam założone baletki. Moje stopy nie były przyzwyczajone do
tańczenia w takim obuwiu. Częste upadki i potknięcia były tego świadectwem,
które chciałam jak najszybciej podrzeć, wrzucić do kosza i zapomnieć o nim. Nacisnęłam przycisk na pilocie i już po
chwili słyszałam delikatną, fortepianową muzykę, wprost idealną do tego stylu
tańca. Zaczęłam układ od nowa. Pojedynczy obrót, zmiana nóg w powietrzu,
szykowne ruchy wykonywane z gracją i dostojnością. Usłyszałam donośny tupot
stóp dochodzący z korytarza. Oddźwięk tego był donośny, gdyż pozwalały na to
ogromne marmurowe kafle. Zignorowałam to jednak i kontynuowałam swoje zajęcie.
Wykonałam ostatni obrót, podskok i po raz kolejny powitałam podłogę z hukiem. Zacisnęłam dłonie w pięści i
uderzyłam nimi mocno w podłogę.
-Pieprzone baletki. – prędko zaczęłam rozwiązywać wstążki
obwiązane dookoła moich kostek. Rozprawiając się z ostatnim węzłem usłyszałam
trzaśnięcie drzwiami.
-Martha! Dziewczyno gdzie ty się podziewałaś?! Przez kilka
minut cię szukam po całej szkole! – Will jak oparzony podbiegł do mnie i zaczął
mówić z wyraźnie dosłyszalnym przejęciem
w jego głosie. – Spójrz na to! – mój brat cisnął we mnie jakimś kolorowym
pisemkiem. Zdezorientowana spojrzałam na niego, a on jedynie zachęcająco kiwnął
głową. Przyjrzałam się dokładnie okładce i dostrzegłam, że jest to zwykła
młodzieżowa gazeta.
-Do czego mi to? – zapytałam, nie widząc jasnego celu w
jakim dał mi on gazetę. – Przecież tu nic nie ma, oprócz samych plotek.
-Oj głupia. Otwórz stronę 33. a przekonasz się o co tak
naprawdę chodzi. – posłusznie wyszukałam podaną liczbę i już po krótkiej chwili
czytałam ogłoszenie.
„ Kanadyjski piosenkarz Justin Bieber oraz jego menadżer z
przyjemnością ogłaszają nabór do grupy tanecznej, która będzie uczestniczyła w
całorocznej trasie Believe Tour. Wraz z artystą, tancerze będą podróżować po
całym świecie, dając z siebie wszystko na koncertach. Casting odbędzie się 19 listopada 2012 roku o
godzinie 17:00 w starym studio tanecznym
w Los Angeles. Spróbuj swoich sił, a może to właśnie ty zostaniesz tancerzem,
tańczącym u boku Justina.” – To jest ogromna szansa Brooki. – spojrzałam na
twarz Willdo i dostrzegłam w jego oczach chęć pomocy i nadzieję.
-To niemożliwe. – wypowiedziałam niemal szeptem.
-Jak to niemożliwe?
-Casting jest w Los Angeles, to tysiące kilometrów stąd. Nie
mamy pieniędzy na taką podróż.
-To jest najmniejszy problem. Nie masz już wyjścia. Wszystko
jest załatwione. – powiedział ze stoickim spokojem i na jego twarzy zagościł
triumfalny uśmiech. Moje źrenice maksymalnie powiększyły się. Nie wierzyłam w
to co właśnie powiedział mój własny brat.
-Ale jakim cudem?
-Nie mogę ci powiedzieć. Obiecałem twojemu tajemniczemu
sponsorowi, że jego dane pozostaną tajne.
-Will, ale tak nie można. To nie są nasze pieniądze. Nigdzie
nie jadę! – krzyknęłam i szybko podniosłam się z podłogi. – Nie chcę się
upokorzyć. Na pewno na nabór przyjedzie mnóstwo uzdolnionych tancerzy, którym
ja nawet do pięt nie dorastam. Nie dam rady! – odwróciłam się do niego plecami
i przespacerowałam się kawałek.
-Nigdy nie mów nigdy. – spojrzałam prosto w oczy Blondynowi
i niemal od razu podbiegłam do niego, aby wtulić się w jego tors. Kiedy
wypowiedział to zdanie przypomnieli mi się moi rodzice, którzy muszą pracować
tak ciężko, aby zapewnić nam jakiekolwiek życie. Kilka łez same wydostały się
spod powiek i wsiąkły w koszulkę Williama.
-Zrobię to dla rodziców. Chce żeby byli dumni. Chce pokazać, że jestem do czegoś
zdolna. – chłopak ucałował czubek mojej głowy i mocno wtulił mnie w siebie.
-Oni już są z ciebie dumni. Ja również. Nie zapomnij o tym.
*
-Pamiętaj kochanie, żebyś zadzwoniła do nas gdy będziesz na
miejscu. Dzwoń o każdej porze dnia i nocy. Nie ważne czy będziemy spali czy
nie. Dzwoń kiedy będziesz potrzebowała. – mama jak zwykle przejęta zwykłym
wyjazdem nerwowo poprawiała moją bluzę i kaptur. Jej dłonie wyjątkowo dzisiaj
trzęsły się z nerwów. Prze kilka chwil miałam wrażenie, że ta zwykła i
delikatna kobieta przejmuje się bardziej ode mnie. Ujęłam jej drżące dłonie i
ucałowałam jedną z nich.
-Mamo, spokojnie. Obiecuję, że zadzwonię.
-Ale nie zapomnij też, żebyś uważała gdy będziesz chodziła
po mieście, gdy będziesz przechodziła przez ulicę. – spojrzałam na mamę uspokajającym
i za razem błagalnym spojrzeniem i uśmiechnęłam się subtelnie do niej. – Po
prostu uważaj na siebie.
-Wrócę do was cała i zdrowa. – ucałowałam policzek
rodzicielki i utuliłam ją z całej siły. Zbliżyłam się do taty i wyłącznie
przytuliłam się do niego. Poczułam to wspaniałe rodzicielskie ciepło jego
męskiego ciała, które dawał mi wyłącznie on i Will.
-Strzeż się tam, córciu. I wracaj do nas szybko. – zaraz po
tacie przyszła pora na mojego starszego brata. William podobnie jak ojciec
mocno przytulił mnie i tylko wyszeptał mi do ucha:
-Nigdy nie mów nigdy.
-Nigdy tego nie zrobię. – uwolniłam się z jego
żelaznego uścisku i ruszyłam w kierunku
odprawy i kontroli biletowej. Za bramkami odwróciłam się w stronę mojej
rodziny. Pomachałam im i posłałam pogodny uśmiech. Miał on na celu poprawę
humoru mamy, uspokojenie taty i utrzymanie Willdo w przekonaniu, że dam z
siebie wszystko. Po kilkudziesięciu krokach rodzina zniknęła mi z pola
widzenia. Widziałam już tylko i wyłącznie kuloodporną szybę, a za nią wielką,
blaszaną maszynę, którą miałam polecieć po swoje marzenia. Przy wejściu
przywitała mnie średniego wzrostu kobieta w granatowym mundurze.
-Witam panią. Poproszę bilet i paszport. – uśmiechnęła się
do mnie miło, a ja odpowiedziałam jej tym samym gestem. Podałam jej pożądane
przez nią przedmioty, wcześniej wyciągając je z mojej torby podróżnej.
Stewardessa spojrzała na paszport i bilet, po czym oddała wszystko w moje ręce,
a na jej twarzy zagościł po raz kolejny uśmiech. – Życzę miłej i spokojnej
podróży pani Brooks. Miejsce 24B. Rząd po prawej stornie samolotu.
-Dziękuję bardzo. – odebrałam z jej rąk moją własność i
ruszyłam w głąb maszyny. Na większości miejscach siedzieli już pasażerowie.
Każdego z nich mijałam z uśmiechem na twarzy. Dotarłam do swojego siedzenia i
zajęłam miejsce. Spojrzałam na małą szybkę i uniosłam delikatnie kąciki ust ku
górze. W dłoń chwyciłam srebrny łańcuszek, który dostałam od Willy’ego na szesnaste urodziny. Pogładziłam kciukiem jego
wierzchnią część i cicho odparłam:
-Nigdy nie mów nigdy.
*
Witam Was! :)
oto tutaj macie kolejny rozdział, naszego opowiadania o Harry'm i Brooki.:)
mam nadzieję, że Wam się spodoba.
przepraszam za jakiekolwiek błędy lub niezrozumiałe zdania.:) x
*
postanowiłam wprowadzić coś podobnego jak robię na moim imaginowym blogu.
otóż następny rozdział pojawi się wtedy kiedy pod tym postem będzie min. 7 komentarzy.:)
wiem, że Was na to stać, a mi naprawdę zależy na Waszej opinii.
więc
7+ komentarzy = next chapter.:)
nie gniewajcie się <3
świetny! :)
OdpowiedzUsuńChcem jeszcze! :P Mam nadzieję, że już nie długo będzie te 7 komentarzy... Może pomogę, żeby było szybciej? :P
OdpowiedzUsuńSwietny. Czekam na następna czesc.
OdpowiedzUsuńBaaaaaaaardzo mi sie podoba <3
OdpowiedzUsuńCudowny,czekam na następną / natalia
UsuńAjajajajajjj.<3 Asięjaram.*-* Genialny jak zawsze..-kolejny proszę.:**** Daniella.^^
OdpowiedzUsuńAaaaa.!! Superrrrr.!! Dawaj następny.!! :D
OdpowiedzUsuńŚwietnyy :3 kochanego brata ma ! :D
OdpowiedzUsuńkurcze kurcze ,chce nowy i zeby Matha wygrala te eliminacje ;))
Zzx
Wow, niesamowity jak zawsze. Czekam na rozwój sytuacji i kolejny rozdział. xx
OdpowiedzUsuńWow, naprawde świetne <3
OdpowiedzUsuńWow naprawdę świetne <3
OdpowiedzUsuń