środa, 6 lutego 2013

Chapter 3.


~z perspektywy Marthy~

Wpatrzona w wielkie lustro na sali do ćwiczeń, wolno wykonywałam ćwiczenia rozciągające. Skłoniłam się i otwartą dłonią dotknęłam drewnianej podłogi. Przekręciłam głowę w lewą stronę ściany na której wisiał zegar wskazujący w tamtym momencie godzinę dwudziestą. Po chwili mój wzrok ponownie wbił się w lustro i zaczęłam powoli wykonywać pierwsze ruchy układu przygotowanego na lekcję baletu. To były moje pierwsze zajęcia ’po godzinach’. Chciałam dopracować swój popisowy występ przed pierwszą lekcją. Na nogach po raz pierwszy miałam założone baletki. Moje stopy nie były przyzwyczajone do tańczenia w takim obuwiu. Częste upadki i potknięcia były tego świadectwem, które chciałam jak najszybciej podrzeć, wrzucić do kosza i zapomnieć o nim.  Nacisnęłam przycisk na pilocie i już po chwili słyszałam delikatną, fortepianową muzykę, wprost idealną do tego stylu tańca. Zaczęłam układ od nowa. Pojedynczy obrót, zmiana nóg w powietrzu, szykowne ruchy wykonywane z gracją i dostojnością. Usłyszałam donośny tupot stóp dochodzący z korytarza. Oddźwięk tego był donośny, gdyż pozwalały na to ogromne marmurowe kafle. Zignorowałam to jednak i kontynuowałam swoje zajęcie. Wykonałam ostatni obrót, podskok i po raz kolejny powitałam podłogę  z hukiem. Zacisnęłam dłonie w pięści i uderzyłam nimi mocno w podłogę.
-Pieprzone baletki. – prędko zaczęłam rozwiązywać wstążki obwiązane dookoła moich kostek. Rozprawiając się z ostatnim węzłem usłyszałam trzaśnięcie drzwiami.
-Martha! Dziewczyno gdzie ty się podziewałaś?! Przez kilka minut cię szukam po całej szkole! – Will jak oparzony podbiegł do mnie i zaczął mówić z wyraźnie dosłyszalnym  przejęciem w jego głosie. – Spójrz na to! – mój brat cisnął we mnie jakimś kolorowym pisemkiem. Zdezorientowana spojrzałam na niego, a on jedynie zachęcająco kiwnął głową. Przyjrzałam się dokładnie okładce i dostrzegłam, że jest to zwykła młodzieżowa gazeta.
-Do czego mi to? – zapytałam, nie widząc jasnego celu w jakim dał mi on gazetę. – Przecież tu nic nie ma, oprócz samych plotek.
-Oj głupia. Otwórz stronę 33. a przekonasz się o co tak naprawdę chodzi. – posłusznie wyszukałam podaną liczbę i już po krótkiej chwili czytałam ogłoszenie.
„ Kanadyjski piosenkarz Justin Bieber oraz jego menadżer z przyjemnością ogłaszają nabór do grupy tanecznej, która będzie uczestniczyła w całorocznej trasie Believe Tour. Wraz z artystą, tancerze będą podróżować po całym świecie, dając z siebie wszystko na koncertach.  Casting odbędzie się 19 listopada 2012 roku o godzinie 17:00 w  starym studio tanecznym w Los Angeles. Spróbuj swoich sił, a może to właśnie ty zostaniesz tancerzem, tańczącym u boku Justina.” – To jest ogromna szansa Brooki. – spojrzałam na twarz Willdo i dostrzegłam w jego oczach chęć pomocy i nadzieję.
-To niemożliwe. – wypowiedziałam niemal szeptem.
-Jak to niemożliwe?
-Casting jest w Los Angeles, to tysiące kilometrów stąd. Nie mamy pieniędzy na taką podróż.
-To jest najmniejszy problem. Nie masz już wyjścia. Wszystko jest załatwione. – powiedział ze stoickim spokojem i na jego twarzy zagościł triumfalny uśmiech. Moje źrenice maksymalnie powiększyły się. Nie wierzyłam w to co właśnie powiedział mój własny brat.
-Ale jakim cudem?
-Nie mogę ci powiedzieć. Obiecałem twojemu tajemniczemu sponsorowi, że jego dane pozostaną tajne.
-Will, ale tak nie można. To nie są nasze pieniądze. Nigdzie nie jadę! – krzyknęłam i szybko podniosłam się z podłogi. – Nie chcę się upokorzyć. Na pewno na nabór przyjedzie mnóstwo uzdolnionych tancerzy, którym ja nawet do pięt nie dorastam. Nie dam rady! – odwróciłam się do niego plecami i przespacerowałam się kawałek.
-Nigdy nie mów nigdy. – spojrzałam prosto w oczy Blondynowi i niemal od razu podbiegłam do niego, aby wtulić się w jego tors. Kiedy wypowiedział to zdanie przypomnieli mi się moi rodzice, którzy muszą pracować tak ciężko, aby zapewnić nam jakiekolwiek życie. Kilka łez same wydostały się spod powiek i wsiąkły w koszulkę Williama.
-Zrobię to dla rodziców. Chce żeby byli  dumni. Chce pokazać, że jestem do czegoś zdolna. – chłopak ucałował czubek mojej głowy i mocno wtulił mnie w siebie.
-Oni już są z ciebie dumni. Ja również. Nie zapomnij o tym.
*
-Pamiętaj kochanie, żebyś zadzwoniła do nas gdy będziesz na miejscu. Dzwoń o każdej porze dnia i nocy. Nie ważne czy będziemy spali czy nie. Dzwoń kiedy będziesz potrzebowała. – mama jak zwykle przejęta zwykłym wyjazdem nerwowo poprawiała moją bluzę i kaptur. Jej dłonie wyjątkowo dzisiaj trzęsły się z nerwów. Prze kilka chwil miałam wrażenie, że ta zwykła i delikatna kobieta przejmuje się bardziej ode mnie. Ujęłam jej drżące dłonie i ucałowałam jedną z nich.
-Mamo, spokojnie. Obiecuję, że zadzwonię.
-Ale nie zapomnij też, żebyś uważała gdy będziesz chodziła po mieście, gdy będziesz przechodziła przez ulicę. – spojrzałam na mamę uspokajającym i za razem błagalnym spojrzeniem i uśmiechnęłam się subtelnie do niej. – Po prostu uważaj na siebie.
-Wrócę do was cała i zdrowa. – ucałowałam policzek rodzicielki i utuliłam ją z całej siły. Zbliżyłam się do taty i wyłącznie przytuliłam się do niego. Poczułam to wspaniałe rodzicielskie ciepło jego męskiego ciała, które dawał mi wyłącznie on i Will.
-Strzeż się tam, córciu. I wracaj do nas szybko. – zaraz po tacie przyszła pora na mojego starszego brata. William podobnie jak ojciec mocno przytulił mnie i tylko wyszeptał mi do ucha:
-Nigdy nie mów nigdy.
-Nigdy tego nie zrobię. – uwolniłam się z jego żelaznego  uścisku i ruszyłam w kierunku odprawy i kontroli biletowej. Za bramkami odwróciłam się w stronę mojej rodziny. Pomachałam im i posłałam pogodny uśmiech. Miał on na celu poprawę humoru mamy, uspokojenie taty i utrzymanie Willdo w przekonaniu, że dam z siebie wszystko. Po kilkudziesięciu krokach rodzina zniknęła mi z pola widzenia. Widziałam już tylko i wyłącznie kuloodporną szybę, a za nią wielką, blaszaną maszynę, którą miałam polecieć po swoje marzenia. Przy wejściu przywitała mnie średniego wzrostu kobieta w granatowym mundurze.
-Witam panią. Poproszę bilet i paszport. – uśmiechnęła się do mnie miło, a ja odpowiedziałam jej tym samym gestem. Podałam jej pożądane przez nią przedmioty, wcześniej wyciągając je z mojej torby podróżnej. Stewardessa spojrzała na paszport i bilet, po czym oddała wszystko w moje ręce, a na jej twarzy zagościł po raz kolejny uśmiech. – Życzę miłej i spokojnej podróży pani Brooks. Miejsce 24B. Rząd po prawej stornie samolotu.
-Dziękuję bardzo. – odebrałam z jej rąk moją własność i ruszyłam w głąb maszyny. Na większości miejscach siedzieli już pasażerowie. Każdego z nich mijałam z uśmiechem na twarzy. Dotarłam do swojego siedzenia i zajęłam miejsce. Spojrzałam na małą szybkę i uniosłam delikatnie kąciki ust ku górze. W dłoń chwyciłam srebrny łańcuszek, który dostałam od Willy’ego na  szesnaste urodziny. Pogładziłam kciukiem jego wierzchnią część i cicho odparłam:
-Nigdy nie mów nigdy.
*
Witam Was! :)
oto tutaj macie kolejny rozdział, naszego opowiadania o Harry'm i Brooki.:)
mam nadzieję, że Wam się spodoba. 
przepraszam za jakiekolwiek błędy lub niezrozumiałe zdania.:) x
*
postanowiłam wprowadzić coś podobnego jak robię na moim imaginowym blogu.
otóż następny rozdział pojawi się wtedy kiedy pod tym postem będzie min. 7 komentarzy.:)
wiem, że Was na to stać, a mi naprawdę zależy na Waszej opinii.
więc
7+ komentarzy = next chapter.:) 
nie gniewajcie się <3

11 komentarzy:

  1. Chcem jeszcze! :P Mam nadzieję, że już nie długo będzie te 7 komentarzy... Może pomogę, żeby było szybciej? :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Swietny. Czekam na następna czesc.

    OdpowiedzUsuń
  3. Baaaaaaaardzo mi sie podoba <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cudowny,czekam na następną / natalia

      Usuń
  4. Ajajajajajjj.<3 Asięjaram.*-* Genialny jak zawsze..-kolejny proszę.:**** Daniella.^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Aaaaa.!! Superrrrr.!! Dawaj następny.!! :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetnyy :3 kochanego brata ma ! :D
    kurcze kurcze ,chce nowy i zeby Matha wygrala te eliminacje ;))

    Zzx

    OdpowiedzUsuń
  7. Wow, niesamowity jak zawsze. Czekam na rozwój sytuacji i kolejny rozdział. xx

    OdpowiedzUsuń