piątek, 6 grudnia 2013

Chapter 18.

~z perspektywy Iana~

Byłem podekscytowany i szczęśliwy za razem. Moim największym marzeniem odkąd zacząłem tańczyć było prowadzić warsztaty taneczne. To marzenie każdej osoby z mojej branży. Do pewnego momentu myślałem, że Martha czuje to samo. Zawsze z podnieceniem i zaangażowaniem wkręcała się w rozmowę o warsztatach. Zawsze to ona była pierwsza, aby pokazać wszystkim na co ją stać i jak wiele potrafi. Była naprawdę zdolna. Talentu jej nie brakowało. Wielokrotnie proponowano jej pracę w różnych szkołach tanecznych jednak ze względu na Biebera nie podejmowała się nich. A teraz? Teraz nie widziałem w niej żadnych emocji. Chodziła przygnębiona. Nie uśmiechała się. Nie śmiała. Było coś nie tak, a ja nawet nie wiedziałem co to było. Chciałem jej za wszelką cenę pomóc. Była jedną z bliższych mi osób i naprawdę trudno patrzyło się, że Dziewczyna chodzi smutna. Jednak mimo mojej troski ona nie pozwalała sobie pomóc. Na pytania ‘czy wszystko w porządku?’ odpowiadała zwykłym przytaknięciem lub po prostu nie odzywała się i ignorowała pytanie. Przez dłuższy czas myślałem nad tym czy z tym nie ma coś tajemnicze zniknięcie Stylesa. Mam na myśli to, że nie widziałem go od dłuższego czasu. Niewątpliwie było to dziwne. Dlaczego? Bo on zawsze był gdzieś w pobliżu. Gdzie była Martha był tam też on. Nie odstępował jej na krok, obserwował ją na próbach. Czasami nawet odprowadzał ją pod samiutkie drzwi szatni damskiej. Nie wspomnę też, że jego zachowanie drastycznie zmieniało się gdy byłem w pobliżu. Tylko ślepy by nie zauważył, że był zazdrosny. On od zawsze spoglądał na nią tym swoim rozmarzonym spojrzeniem. Wiadomo, że każdy ma prawo się zakochać, ale fakt że on cały czas to drążył i nie miał zamiaru jej tego wyznać irytował mnie. Martha tego nie widziała, bo była w takim samym stanie jak on. Uważam, że oboje bali się odrzucenia. Może się mylę? Może Brooks wyznała Stylesowi co czuje, a on ją odrzucił i olał. Może było odwrotnie i teraz gryzły ją wyrzuty sumienia. Nie. To zdecydowanie nie mogło być to. Wszyscy doskonale wiedzieliśmy, że pomiędzy tą dwójką istnieje chemia. Często na próbach siadaliśmy razem z Justinem i rozmawialiśmy o nich. Zdarzało się, że myśleliśmy nad zorganizowaniem dla nich randki. Chcieliśmy ich w końcu połączyć, bo ich podchody naprawdę drażniły i działały na nerwy. 
Postanowiłem się dowiedzieć się czegoś więcej. Ale nie od niej. Wybrałem się sam do szanownego pana Harryego Stylesa. Za swoje własne pieniądze kupiłem bilet na najbliższy samolot do Londynu. Zrezygnowałem nawet z prowadzenia tych cholernych warsztatów. Robiłem to wszystko dla jej dobra. Chciałem w końcu zobaczyć jej wspaniały uśmiech na twarzy. O wszystkim poinformowałem Biebera. Obiecał nikomu nie pisnąć ani słówka. Niesamowite ile mógł dla mnie załatwić. Zdobył dla mnie adres Harryego. Sprawił, że po przyjeździe do Londynu miałem swój własny samochód. Byłem niezwykle mu wdzięczny. Zresztą on także chciał, aby Martha znowu była radosna. Od samego początku nasza trójka szczególnie się związała. Byliśmy jak dwójka braci dla niej, a bracia muszą działać kiedy dzieje się źle.
Więc oto jestem tutaj. W słynnym Londynie. W mieście niespodzianek i przeróżnych uliczek, w których można się zgubić. Poważnie. Musiałem nieźle się namęczyć, żeby znaleźć mieszkanie Stylesa. Niewątpliwie nawigacja wniosła wiele w moją akcje. Chociaż, nie powiem, nawet z nią się gubiłem. Ostatecznie znalazłem się pod domem, który często okupywany jest przez tłumy nastolatek. Byłem w miejscu gdzie zawsze coś się działo i gdzie nie było cicho. Zawsze znaleźliby się jacyś paparazzi, fani lub jakieś inne gwiazdy. Teraz było tam cicho. Żadnej żywej duszy, żadnego samochodu. Tylko kilka złączonych ze sobą w rząd domów i świszczący wiatr. No i oczywiście ja. Zaczynałem zastanawiać czy on w ogóle tu jest. Zastanawiałem się nad ewentualnym pojechaniem do hotelu i wróceniu w to miejsce za kilka godzin. Kiedy nagle coś mnie tchnęło. Coś co sprawiło, że od razu wysiadłem z wypożyczonego samochodu. Szybkim krokiem przemierzyłem dystans pomiędzy pojazdem a gankiem odpowiedniego domu. Trzema większymi krokami pokonałem kilka schodków i już stałem pod drzwiami bożyszcza nastolatek. Chwile wahałem się zanim zapukałem. Myślałem czy to ma sens. Zapukałem dopiero gdy w mojej podświadomości pojawił się obraz smutnej Marthy. Wtedy moja ręka samoistnie podniosła się do góry i kilkakrotnie uderzyła o drewnianą powierzchnię drzwi. Czekałem przez dłuższą chwile. Nikt mi nie odpowiedział. Nie było go w domu. Rozczarowanie zaczęło się powiększać kiedy po raz kolejny zapukałem i znowu odpowiedziała mi cisza. Zrezygnowany zacząłem schodzić po schodach. Musiałem powiadomić Justina o nieudanej pierwszej akcji. Zatrzymał mnie jednak dźwięk przekręcanego zamka. Od razu zatrzymałem się i odwróciłem w stronę drzwi, w których po chwili zobaczyłem zmarnowaną sylwetkę człowieka. Miał podkrążone oczy. Ubrany był w stare dresy. Włosy miał w jeszcze większym nieładzie niż zawsze. Kiedy mnie zobaczył jego twarz przedstawiała zaskoczenie.
-Ian? – zapytał zdziwiony moją obecnością. – Co ty tutaj robisz?

-Mamy do pogadania Styles. – odparłem i nawet bez drobnego pytania wepchnąłem się do jego apartamentu. Nie obchodziło mnie czy byłem niegrzeczny czy nie wychowany. Liczyło się tylko jedno. Martha.
~*~
Wiem, że ten rozdział jest krótki i nudny jak cholera, ale to jest tak jakby wprowadzenie
do następnego rozdziału, który postaram się wydłużyć jak najbardziej
będę potrafiła. 
Obiecuję xx
*
PRZEPRAAAAAASZAM!
nie było mnie tak długo. 
a to wszystko dlatego, że miałam straszny zapie*dol (za przeproszenim)
w szkole. 
wiecie, jestem w 3 klasie gimnazujm i jest naprawdę trudno.
ledwo co nadążam, a jeszcze w przyszłym tygodniu mam testy próbne.

no nic. nie będę tu pisać historii mojego życia.
*
10+ komentarzy = nowy rozdział.

niedziela, 6 października 2013

Chapter 17.

~z perspektywy Marthy~

Pomału otworzyłam zaspane oczy. Spojrzałam w lewą stronę, aby upewnić się co do obecności chłopaka z którym spędziłam noc. Jakie wielkie było moje zaskoczenie gdy zobaczyłam, że jestem kompletnie sama. Pomału podniosłam się na łokciach, aby móc ogarnąć wzrokiem cały pokój który został delikatnie zdemolowany ostatniej nocy.
-Harry? – zawołałam dość cicho.  Odpowiedział mi cisza. Zmartwiona podniosłam się do pozycji siedzącej i szybko sięgnęłam po koszulkę i spodnie, które leżały nieopodal łóżka. Przechodząc powoli po sypialni mogłam zauważyć ewidentny brak męskich ubrań na podłodze. Oznaczało to, że Harry już wcześniej wstał. Wychyliłam się z pokoju rozejrzałam się po przedpokoju. W całym domu panowała ta sama nudna cisza którą zastawałam każdego dnia. Ruszyłam wolnym krokiem na dół po schodach do kuchni. Włączyłam ekspres do kawy, aby ten mógł wykonać czynność dla której był skonstruowany. W czasie kiedy pojedyncze kropelki kawy spadały powoli do dzbanka postanowiłam się rozejrzeć za Hazzą. Nigdzie nie było nawet śladu po nim. Tak jakby wyparował, albo zniknął. Dziwne myśli zaczęły krążyć po mojej głowie. Zaczynałam zastanawiać się czy, aby na pewno nie zrobiłam czegoś źle co mogło spowodować jego brak obecności w moim domu. Szybko wbiegłam po schodach z powrotem do sypialni. Ze stolika nocnego podniosłam swój telefon i sprawdziłam czy może przypadkiem nie zostawił żadnej wiadomości. Na ekranie widziałam tylko moją tapetę. Nic innego. Zaczynałam się martwić, więc bez wahania wykręciłam jego numer, który już znałam na pamięć. Brak odpowiedzi. Jedynym dźwiękiem jakim usłyszałam był irytujący sygnał. ‘Cześć…’ – Harry! – ‘… tu Harry. Zostaw wiadomość po sygnale.’ Zawiedziona nacisnęłam czerwoną słuchawkę. – Co się z tobą dzieje? – powiedziałam praktycznie sama do siebie. Nikt nie mógł usłyszeć mojego żałosnego tonu. Postanowiłam zaczekać. Myślałam, że nie odbiera dlatego, że jest na jakimś spotkaniu. Przez kilka godzin próbował wpoić samej sobie, że oddzwoni wieczorem. Miałam nadzieję, że to zrobi. Jak się okazało, zresztą po raz kolejny, że nadzieja jest matką głupich.

*kilka dni później*

Z zamyślenia wytrącił mnie dźwięk dzwonka mojego telefonu. Szybko poderwałam się z fotela i podbiegłam do urządzenia. Podniosłam go szybko i spojrzałam na wyświetlacz. Na ekranie pojawiło się zdjęcie Iana. Próbując uspokoić swoje emocje nacisnęłam zieloną słuchawkę.
-Halo?
-Cześć, nie przeszkadzam? – zapytał przyjazny głos chłopaka.
-Nie… Oczywiście, że nie.
-To dobrze. Myślałam, że może spędzasz czas z … - doskonale wiedziałam co zamierza powiedzieć.
-Nie. Jestem sama w domu. Dzwonisz w jakimś konkretnym celu? – wtrąciłam się w jego słowa.
-T..Tak. Justin kazał ci przekazać, że jutro wylatujemy do Nowego Yorku.
-Do Nowego Yorku? W jakim celu? – zapytałam podejrzliwie.
-Scooter, zadzwonił do miejscowej szkoły tanecznej i zaproponował, żebyśmy dali tam warsztaty tańca. Dyrektor był podobno wniebowzięty i od raz przyjął propozycje. Czy to nie wspaniałe Martha? – mówił z podekscytowaniem. Był szczęśliwy. Ja też powinnam być. Jednak nie potrafiłam. Może byłam za słaba, żeby pogodzić się z tym, że nie byłam wystarczająca dla kogoś na kim naprawdę mi zależało. – Jesteś tam?
-Tak. Przepraszam. Zamyśliłam się. – odparłam kiedy dotarło do mnie, że Ian coś powiedział. – Tak to cudownie. Cieszę się. – dodałam bez entuzjazmu, którym w innym wypadku bym wręcz tryskała.
-A po kilku dniowych warsztatach ruszamy na podbój Europy, a następnie Australii. – powiedział. - Do zobaczenia jutro. Scooter wyśle ci później informacje dotyczące lotu. Śpij dobrze.

-Ty też. – odparłam, żeby w następnej kolejności rozłączyć się. Odłożyłam telefon na ławie, a zamiast niego

chwyciłam w ręce pilot od telewizora. Włączyłam urządzenie i wybrałam kanał na którym puszczano teledyski muzyczne. Trafiłam na nową piosenkę Lady Gagi. W innych okolicznościach zaczęłabym się zachwycać wszystkim. Tym, że jadę do Nowego Yorku, aby prowadzić własne warsztaty taneczne i tym, że Lady Gaga wydała kolejny utwór, którego teledysk wkrótce będzie bił rekordy oglądalności. Nic nie obchodziło mnie w tym momencie. Moje myśli cały czas obracały się dookoła postaci w lokach i dołeczkami w policzkach. Zastanawiałam się co robi, co myśli, a przede wszystkim dlaczego odszedł bez słowa. Miałam wrażenie, że wszystko zaczyna odwracać się przeciwko mnie. Nigdy nie mogłam odnaleźć się w miłości, a wydarzenia sprzed kilkudziesięciu godzin utwierdziły mnie w przekonaniu, że do końca życia będę tkwiła w punkcie wyjściowym, czyli jako stara panna z kilkunastoma kotami na utrzymaniu.
~*~
PRZEPRASZAM ŻE TAK DŁUGO, PRZEPRASZAM ŻE TAK KRÓTKO.
PRZEPRASZAM ŻE Z BŁĘDAMI.
PRZEPRASZAM ZAWALIŁAM :c
*
7+komentarzy = nowy rozdział.

środa, 18 września 2013

nawet nie wiem jak zatytułować tego posta.

kochani! już za niedługo wracam do Was z kolejnym rozdziałem
mam nadzieję, że moja tak długa nie obecność nie sprawiła że jesteście na mnie źli.
bardzo bym tego nie chciała :c
mam nadzieję, że dalej jesteście tutaj ze mną i czekacie na nowy rozdział :)
kocham Was i dziękuję że jesteście <3 

czwartek, 4 lipca 2013

Chapter 16.

~z perspektywy Harryego~

Wyszła tylko na moment, żeby porozmawiać. Czekałem na nią w salonie myśląc, że po kilku chwilach do
mnie wróci i dokończymy oglądać film. Byłem w błędzie. Martha przez dłuższy czas nie wracała, ani chociażby nie dawała żadnego znaku życia. Można powiedzieć, że zacząłem się martwić. Pewnie gdyby miała wyjść na dłużej powiedziałaby mi o tym. Lekko podenerwowany całą sytuacją wstałem z kanapy i zacząłem przeszukiwać cały dom dziewczyny. Nie było jej w żadnej z sypialni, ani łazienek. Kuchnia i garderoba też wiały pustkami. Nic innego nie przychodziło mi do głowy. Moje uciążliwe myśli po krótkiej chwili uformowały logiczną całość. Przecież nie sprawdziłem jeszcze poza domem. Mogła być w ogrodzie i nadal rozmawiać przez telefon. Nie wiedziałam z kim prowadziła tą rozmowę, ale w tamtym momencie nie było to dla mnie zbytnio ważne. Chciałem ją tylko znaleźć i zapytać czy wszystko w porządku. Powoli zszedłem po schodach na dół i obrałem kierunek szklanych drzwi tarasowych. Pociągnąłem energicznie za uchwyt i po chwili na swoich policzkach poczułem dość chłodny napływ powietrza. Wydawałoby się to dziwne, że w Los Angeles w połowie marca jest chłodno. A jednak. Cuda się zdarzają. Wychyliłem się zza ściany i zobaczyłem skuloną postać Brooks. Siedziała opierając się o zimną ścianę z twarzą schowaną w swoje drobne i delikatne dłonie. Uśmiechnąłem się na jej widok, a moje serce samo zaczęło wybijać nie codzienne rytmy. Uśmiech zszedł z mojej twarzy kiedy do moich uszu dotarł cichy odgłos jej szlochu. Zaniepokojony zająłem miejsce obok niej i nie pytając w ogóle co się wydarzyło objąłem ją ramieniem i mocno przytuliłem do siebie. Martha bez jakiejkolwiek chwili zastanowienia wtuliła się w moje ciało, a jej łzy bezwładnie spływały po jej policzkach a następnie zostawały pochłonięte przez materiał mojej koszulki. Nie śmiałem pytać co się stało. Nie objawiało się to z braku odwagi tylko z poczucia, że tym mógłbym jeszcze bardziej ją skrzywdzić i przysporzyć ją o więcej łez. Nie chciałem tego. Chciałem jej szczęścia i nic więcej. Gdyby sama chciała to by mi powiedziała.

Wolną dłonią zacząłem gładzić jej blady i mokry policzek. Powoli wycierałem spadające krople słonej wody. Chciałem chociaż z tym jej ulżyć. Poczułem jak ręce dziewczyny mocniej zaciskają się na moim ciele. Nie powiem, schlebiało mi to. Czułem wtedy przeszywające mnie na wskroś przyjemne ciepło. Mimowolnie na moją twarz wkradł się delikatny uśmiech, a odwaga która w tamtym momencie mnie napawała była
naprawdę niesamowita. Ująłem jej podbródek odrobinę mocniej. Uniosłem go w górę. Spojrzałem prosto w jej zapłakane i zaczerwienione oczy. Pomimo wielkiego bólu widziałem także ekscytację. Nie miałem pojęcia czy było spowodowane moją osobą, ale nie liczyło się to w tamtym momencie. Nie potrafiłem tak siedzieć bezczynie. Ucałowałem delikatnie jej nos, po czym ponownie oddaliłem twarz na poprzednią odległość i tym razem mój wzrok powędrował na pełne usta dziewczyny. Nawilżyła swoim językiem swoją dolną wargę po czym przysunęła się do mnie. Bez chwili zastanowienie ucałowała moje usta. Nie chcąc zaprzeczyć jej ruchom co raz to bardziej pogłębiłem pocałunek. Po raz pierwszy mogłem to poczuć. Mogłem zasmakować jej niesamowitych ust, które z tak wielką natarczywością oddawały się moim. Dawała mi tyle przyjemności ile nikt nigdy mi nie dał. Wiedziałem, że jest tą jedyną i wyjątkową. Chciałem ją na codzie. Pragnąłem jej całym sobą od czasu kiedy pierwszy raz ją zobaczyłem. Od czasu kiedy uwiodła mnie swoimi niecodziennymi ruchami tanecznymi i swoją urodą.
Martha wplotła swoje delikatne dłonie w moje włosy. Co chwilę delikatnie je mierzwiła co mnie przyprawiało o gęsią skórkę. Zjechałem z dłońmi odrobinę niżej. Na talię dziewczyny. Starałem się niegwałtownie podnieść nas obu do pozycji stojącej. Wychodziło mi to całkiem nieźle. Po chwili już oboje staliśmy obok siebie całując się z ogromną zachłannością. Uniosłem jej ciało delikatnie do góry. Ona oplotła mnie swoimi długimi nogami. Oparłem ją o zimną ścianę i zjechałem z pocałunkami na jej szyję.
Pozostawiłem na  niej małe zaczerwienienie. Taka  malutka pamiątka po mnie i zarazem znak, że jest ona już tylko moja. Do moich uszu dobiegły ciche pomruki. Dawało mi to satysfakcję i motywację do dalszych działań. Szybkim ruchem ściągnąłem z niej jej koszulkę z logiem Nirvany i rzuciłem daleko za siebie. Podtrzymując jej lekkie ciało zacząłem kroczyć w kierunku wejścia do domu. Kilka razy obróciłem nas dookoła mojej własnej osi z zachwiania. Nic poważnego na szczęście się nie stało. Położyłem ją na miękkiej kanapie, a ona bez chwili ostrzeżenia pozbyła się mojej koszulki. Z natury jestem niecierpliwy i porywczy więc ponownie porwałem ją do góry i szybkim krokiem przemierzyłem odległość pomiędzy salonem, a jej sypialnią. Tam położyłem ją na łóżku i zacząłem obdarowywać jej ciało pocałunkami. Chciałem dać jej jak najwięcej przyjemności. Zsunąłem z jej nóg spodenki, po czym automatycznie pozbyłem się swoich.  Leżeliśmy przed sobą w samej bieliźnie, a jej widok co raz bardziej mnie nakręcał. Czułem, że w moich bokserkach dzieje się coś niecodziennego. Coś
co pobudzało moje narządy do pracy. Czułem jak powstaje tam mały namiocik. Wszystko dzięki tej pięknej kobiecie, która leżała pode mną i obdarowywała moją klatkę piersiową gorącymi pocałunkami. Nie potrafiłem wytrzymać i odpiąłem zapięcie jej stanika. Moim oczom ukazał się dość pokaźny biust, którego widokiem mógłbym cieszyć się każdego dnia. Zacząłem składać serię pocałunków dookoła jednej z brodawek. Słyszałem jak Brooks cicho pojękuje. Jej odgłosy sprawiały, że moja erekcja stawała się mocniejsza. Namiocik, który ustawiał mój przyjaciel, powiększał się. Zapragnąłem więcej. Podobnie jak ona. Zsunąłem z niej czarną bieliznę. Ponownie pocałowałem jej pełne usta. W między czasie czułem delikatny ucisk w moim kroczu. To ona majstrowała przy moich bokserkach i przy okazji sprawiała mi trochę przyjemności. Uśmiechnąłem się przez pocałunek kiedy poczułem, że na moim ciele nie spoczywa już żadna część garderoby. Bez wahania i ostrzeżenia wszedłem w ciało dziewczyny z wielką siłą i energią. Głośny jęk wydobył się z jej ust. Przyspieszyłem swoich ruchów. Sprawiałem jej i sobą niesamowitą przyjemność. Wiedziałem, że podoba jej się to co robię więc nie przestawałem. Dawałem z siebie wszystko całą noc.

*
Zostałem obudzony przez dźwięk czyjegoś telefonu. Podniosłem głowę do góry i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Dookoła panował dość wielki nieład. Spojrzałem w lewą stronę i dostrzegłem śpiącą piękność. Dziewczynę w której byłem zakochany. Nie czułem tego nigdy do innej dziewczyny. Tylko do niej. Uśmiechnąłem się sam do siebie uświadamiając sobie jak daleko zaszliśmy. Miałem ją na wyciągnięcie ręki i nie zmarnowałem szansy. Pogładziłem delikatnie jej policzek. Martha jedynie uśmiechnęła się i przekręciła na drugi bok. Jeszcze chwilę wpatrywałem się w niewinnie śpiącą postać dziewczyny kiedy przypomniało mi się, że dostałem wiadomość. Po omacku sięgnąłem po urządzenie i nawet nie patrząc na ekran odblokowałem go. Moim oczom od razu ukazała się wiadomość, która doszczętnie zniszczyła moje życie.

‘Od Will <3
Kocham Cię i tęsknie za Tobą <3’

Nie wiedziałem co o tym wszystkim myśleć.

Przespałem się z dziewczyną, która najprawdopodobniej ma chłopaka. Dodatkowo wykorzystałem jej wczorajszą chwilę słabości. Zachowałem się jak ostatni kretyn. Czułem się podle z tą świadomością. Postanowiłem coś z tym zrobić i usunąć się z je świata raz na zawsze. Był to niezwykle trudny wybór, ale musiałem. Wiedziałem, że mogłoby to zaszkodzić. Bolało jak cholera jednak musiałem stawić temu czoła. 
~*~
oto kolejny rozdział :)
na następny niestety będziecie musieli poczekać do września.
jadę dzisiaj do USA i nie biorę swojego komputera, 
więc nie będę w stanie dodawać nowe rozdziały.
nie opuszczajcie mnie przez ten czas. proszę <3
kocham Was <3


środa, 26 czerwca 2013

Chapter 15.

~z perspektywy Marthy~

Zabrał mnie od swoich znajomych. Chciał mnie im przedstawić. Wydało mi się to po części pewną deklaracją. Zbliżał mnie do swojego otoczenia. Mogło to znaczyć, że coś znaczyłam dla niego. Cieszyłam się i uśmiechałam kiedy tylko o tym głębiej pomyślałam. Bywały momenty, że wyobrażałam sobie mnie i Harryego idących za rękę. To nie realne marzenie, ale czasami tak było. Nie zależenie od sytuacji myślałam o tym chłopaku. Zawładną całkowicie moimi myślami. Wkradł się tam i nie chciał wyjść. To jak uparty szkodnik w ogrodzie. Jednak w tym wypadku nie dało nazwać się go szkodnikiem. Znaczył dla mnie wiele. Mogłam na niego liczyć. Czego tu więcej chcieć? Odpowiem, że odwagi aby wyznać mu prawdę.
Tego wieczoru spędzanego z rodziną Lou i Toma czułam się jakoś inaczej. Wyjątkowo? Możliwe, że tak. Ta sytuacja, która miała miejsce w ogrodzie była dla mnie jak deszcz po długotrwałych suszach. Jego
spojrzenie z którego można było wyczytać naprawdę wiele, było powalające. Zachwycające, zielone tęczówki i pełne usta chłopaka, które były tak blisko mnie. Wszystko co było z nim związane było idealne. Tak bardzo chciałam go pocałować. Poczuć jak delikatny jest jeśli chodzi o takie sprawy. Nie było nam to dane. Poczułam się trochę nie zręcznie, dlatego odsunęłam się od niego. On także poczynił podobne ruchy. Można by powiedzieć iż byłam delikatnie zawiedziona. Ten moment przerwały nam małe dzieci, które nie były świadome tego, że przerywają mi bardzo ważną chwile. Ale nie miałam prawa gniewać się na nie. To tylko dzieci, które jeszcze nie rozumieją co to znaczy ‘miłość’ czy ‘ uczucie’.

Podczas kolacji z jego znajomymi pokazywał w wielu sytuacjach jak świetne podejście ma do dzieci. Bawił się, wygłupiał. Potrafił rozmawiać w języku tych małych człowieczków. Wyglądał prze słodko kiedy udawał, że przejmuje się zburzeniem wierzy z klocków czy krzyczał kiedy przez przypadek pęknął balonik. Robił to wszystko, aby umilić im czas. Już wtedy wiedziałam, że w przyszłości będzie wspaniałym ojcem. Świadczyły o tym wszystkie jego cechy. Opiekuńczość, troska i beztroska w jednym. Taki właśnie był Harry Styles. Był wiecznym dzieckiem, zupełnie jak Piotruś Pan. Nie chciał dorosnąć, ale pomimo wszystko bał się o każdą chodzącą po świecie mała istotkę. Kochałam w nim wszystko, ale to ze szczególnością. Kiedy tak
doskonale bawił się z maluchami poprosiłam go, żeby się uśmiechnął. Zrobiłam mu zdjęcie razem z dwójką chłopców. Razem tworzyli idealny obrazek. Wprawdzie mali chłopcy nie byli zbytnio uśmiechnięci na zdjęciu, ale na szczęście wszystko nadrobił jego wspaniały i szczery uśmiech. Wykonawszy zdjęcie opuściłam telefon na dół i spojrzałam przed siebie. Harry nadal patrzył na mnie z delikatnym uśmiechem na twarzy. Odwzajemniłam jego mimikę po czym speszona odwróciłam głowę w zupełnie innym kierunku. Mimo iż nie patrzyłam na niego przez dłuższa chwilę dalej czułam jego spojrzenie na sobie. Czułam się wspaniale wiedząc, że komuś na mnie zależy i że ktoś się o mnie troszczy. Cudownie mieć przy sobie kogoś takiego jak Harry.

*26 marca 2013*
Zaraz po koncercie Justina w Polsce wróciliśmy do Los Angeles. Większa część ekipy została w Europie jednak ja nie potrafiłam. Wróciłam do miasta  w którym mieszkałam, bo właśnie tam był Harry. Nie zyskał pozwolenia od swoich menagerów na taką podróż  i był zmuszony zostać w Ameryce. Ze względu na to, że Bieber musiał coś załatwić ja skorzystałam i pojechałam razem z nim. Musiałam spotkać się ze Stylesem. Nie widywanie go choćby przez tydzień jest dla mnie ciężkie. Kocham swoją pracę, ale ona mi jego nie zastąpi. Dlatego postanowiłam wrócić.
Postanowiłam zorganizować wieczór tylko dla mnie i niego. Zaprosiłam go do siebie do domu. Postanowiłam z nim spędzić te kilka godzin na zwykłych czynnościach, czyli normalnej kolacji i spontanicznym oglądaniu filmów. Miało być zwyczajnie. Wiedziałam doskonale, że Harry tęsknie za normalnością. Dlatego właśnie miało to wszystko wyglądać tak jak to przedstawiłam.
Stół przykryłam czystą serwetą. Na wierzch położyłam czyste talerze i sztućce. Wszystko było prawie gotowe. Obiad ugotowany, nakryte do stołu. Wystarczyło mi tylko czekać na Stylesa. Jakże wielkie było moje szczęście kiedy usłyszałam dźwięk nadjeżdżającego samochodu. Po chwili już tylko w moich uszach rozbrzmiewał dzwonek do drzwi. Pędem pobiegłam pod biały prostokąt. Zatrzymałam się. Uspokoiłam oddech. Przejrzałam się w lustrze. Poprawiłam włosy i z uśmiechem otworzyłam drzwi frontowe. Ujrzałam za nimi postać w lokach. Bez chwili zawahania rzuciłam się na niego i mocno wtuliłam się w jego silne ciało. Chłopak także mocno przysunął mnie mocno do siebie po czym poczułam, że tracę kontakt nóg z podłożem. Do mojego mózgu dotarła informacja, że Harry trzyma mnie na rękach i okręca dookoła własnej osi. To właśnie w taki sposób okazywaliśmy sobie swoją radość.
-Tęskniłem. – usłyszałam jego przytłumiony głos. Podniosłam głowę do góry i spojrzałam w jego oczy. Ponownie mogłam rozpłynąć się w jego zielonej głębi. Nie powstrzymywałam się i tylko delikatnie cmoknęłam go w usta, po czym znów wtuliłam się w jego ciało. Chciałam nacieszyć się jego ciepłem, które dawało mi ukojenie i radość. Przez to co zrobiłam czułam, że przez moje ciało przechodzi miliony przyjemnie ciepłych dreszczy spowodowanych jego dotykiem. Nie miałam pojęcia co on sobie myślał w tamtym momencie. Cieszyłam się, że nareszcie mogłam to zrobić. Chłopak odstawił mnie na ziemię i uśmiechnął się szeroko. Po chwili zaczął niespokojnie szukać czegoś w kieszeniach swojej bluzy. Wyciągnął małe pudełeczko. Spojrzał na mnie i wręczył je do moich rąk. – Otwórz. – zarządził. Popatrzyłam niepewnie na
niego, po czym przeniosłam wzrok na kwadratowy prezencik. Otworzyłam go i moim oczom ukazał się srebrny pierścionek z mały serduszkiem na górze. Był skromny – takie jakie lubiłam. – Wszystkiego najlepszego. – Z tego wszystkiego nawet zapomniałam, że tego dnia były moje urodziny. Założyłam podarek na swój palec. Pasował idealnie. Uśmiechnęłam się po czym spojrzałam ponownie w jego oczy.
-Dziękuję ci. – ucałowałam jego policzek. Obdarzył mnie swoim pięknym uśmiechem i delikatnie pogładził mnie po dłoni.  Chwyciłam mocniej jego rękę i zaprowadziłam do stołu. Zjedliśmy wspólnie kolację czemu towarzyszyły śmiechy i radosne rozmowy.
-Kiedy musisz wracać? – zapytał popijając czerwone wino.
-Pojutrze. – odparłam smutno. Mieliśmy tak mało czasu, aby móc nacieszyć się sobą. Chłopak podniósł się z siedzenia, podał mi swoją dłoń po czym pociągnął w stronę salonu.
-W takim razie nie mamy chwili do stracenia.
*
Siedzieliśmy wspólnie w salonie oglądając różnorakie filmy, których zwiastuny spodobały nam się wcześniej, a których nie mieliśmy okazji oglądać. Dużo się śmialiśmy podczas oglądania komedii, trochę płakaliśmy gdy na ekranie były sceny dramatu. Oboje byliśmy bardzo wrażliwi i nie wstydziliśmy się tego pokazywać. W pewnym momencie nasze wspólne chwili przerwał dźwięk oznajmiający, że ktoś dostał nową wiadomość. Chłopak sprawdził swój telefon. Zaprzeczył, ze dostał sms-a co musiało oznaczać iż to mój telefon dzwonił. Podniosłam swój telefon i już chciałam odczytać telefon kiedy na ekranie pokazało mi się zdjęcie moje mamy. To właśnie od niej przychodziło to połączenie. Żeby nie przeszkadzać chłopakowi w oglądaniu ruszyłam na taras. Zamknęłam za sobą szklane drzwi po czym odebrałam telefon.
-Cześć mamo! – przywitałam się radośnie. Nie usłyszałam odpowiedzi. W sumie słyszałam tylko coś podobnego do chlipania. – Mamo?

-Twój brat miał wypadek. Jest w stanie krytycznym. Walczy o życie w szpitalu. – w mojej głowie nie przyjemnie się zakręciło. Mój telefon upadł na marmurową posadzkę, a ja sama zjechałam po zimnym szkle na podłogę. Mój świat runął...
~*~
PRZEPRASZAM!
nie było mnie przez kolejny miesiąc.
znów nawaliłam.
przepraszam.
wiecie jak to jest. 
koniec szkoły, wystawianie ocen.
urwanie głowy. ;c
jeszcze raz przepraszam.
*
mam chociaż nadzieję,  że Wam spodoba się ten rozdział.
piszcie swoje opinie poniżej.
7+ komentarzy = next chapter.
*
jak się podoba nowy wygląd bloga? 
piszcie :) 

środa, 22 maja 2013

Chapter 14.


~z perspektywy Harryego~

Dni wolne zawsze szybko zlatywały. Za każdym razem chłopaki wynajdywali  co raz to nowsze zajęcia. Nie było takiego dnia, że w naszym domu wiało nudą. Tu jakieś imprezy, jakieś wypady nad jezioro czy po prostu durne wygłupy w naszym ogrodzie. Zawsze było wesoło, jednak od dłuższego czas się pozmieniało. Spędzałem co raz mniej czasu z Niallem, Zaynem, Liamem i Lou. Swoje wszelkie wolne chwile poświęcałem na podróżowanie. Za kim? Ta odpowiedź jest chyba prosta. Jeździłem razem z Marthą, podczas gdy ona nadal występowała dla Biebera. Chciałem mieć ją na oku. Znaczyła dla mnie zbyt wiele, a kręciło się dookoła niej kilku facetów co ani trochę mi się nie podobało. Wprawdzie nie byliśmy razem, ale mogę śmiało powiedzieć, że byłem zazdrosny o nią jak cholera. Szczególnie wtedy kiedy był przy niej Ian.  Ten typek od samego początku wydawał się być nią zainteresowany. Widziałem też, że Brooks znakomicie czuła się w jego towarzystwie. Za każdym razem kiedy chciałem pójść o krok w przód on stawał na naszej drodze. Przerywał wszelkie ważne dla mnie momenty. Postanowiłem to jak najszybciej zmienić. On nie miał prawa o nią walczyć. Nie ze mną. To egoistyczne, ale miłość nie zna tych wszystkich pieprzonych zasad.
*
Na końcu korytarza dostrzegłem ich dwójkę. Wesoło o czym gawędząc co chwilę uśmiechali się jeden do drugiego. Moje, jak dotąd rozluźnione, pięści zacisnęły się mocno powodując tym samym, że skóra na dłoniach zbielała. Podszedłem do nich już w tamtym momencie słysząc wyraźnie ich chichoty. Kiedy byłem już dostatecznie blisko chwyciłem Marthę za jej ramię. Dziewczyna niemal natychmiast odwróciła głowę w moją stronę. Na jej twarzy pojawił się jeszcze szerszy uśmiech niż dotychczas miała. Nie powiem, że nie, ale dawało mi to satysfakcję.
-Cześć Harry! – powiedziała radośnie po czym od razu przytuliła się do mojego torsu. Położyłem na chwilę moją prawą dłoń na jej plecach i kątem oka spoglądałem na Eastwooda. Wyraz jego twarzy był bezcenny. Chciałem go takim oglądać już do końca. – Co tutaj robisz? – jej melodyjny głos wyrwał mnie z kontemplacji na temat mojego ‘konkurenta’. Spojrzałem prosto w jej oczy i zaczesałem ,jeden jej swobodnie opadający, kosmyk włosów za ucho.
-Porywam cię dzisiaj.
-Brzmi tajemniczo. – odwróciła się na chwilę w stronę Iana. – A tak w ogóle to mam dla ciebie cudowną wiadomość! – jej wzrok znów wylądował na mnie. – Otóż Ian oznajmił mi…
-Idź się ubierać, później mi opowiesz. – przerwałem jej w pół zdania. Szczerze powiedziawszy bałem się co mogłem wtedy usłyszeć. Równie dobrze mogłaby mi powiedzieć, że wyznał jej miłość. To by wiązało się z dalszymi wydarzeniami, które na pewno złamały by mi serce. Uniknąłem tego w ten bardzo dziwny, ale i skuteczny sposób. Martha od razu ruszyła w stronę szatni, aby zabrać z niej swoją torbę na ubrania.
*
-Gdzie mnie wieziesz? – zapytała z uśmiechem na twarzy. Było już dość ciemno, a drogi pozostało nie wiele. Aż do samego końca chciałem żeby to pozostało niespodzianką, więc gdy tylko zapytała ja sprytnie unikałem odpowiedzi mówiąc: ‘dowiesz się w swoim czasie’. Niezbyt ją to satysfakcjonowało, ale nie mogłem ( a raczej nie chciałem) jak na razie nic mówić.
-Lubisz dzieci? – wypaliłem nagle, a Brooks spojrzała na mnie niepewnie.
-Lubię. Dlaczego pytasz? – uniosła jedną brew do góry tworząc przy tym bardzo zabawny całokształt.
-Tak sobie. – reszta podróży przeminęła nam dość spokojnie. Dziewczyna nie zadawała więcej pytań. Chyba zdawała sobie sprawę z tego, że i tak niczego się nie dowie.
Po niecałych piętnastu minutach zajechaliśmy na podjazd dość wielkiego i bogato ozdobionego domu. Zgasiłem silnik samochodu i wyciągnąłem kluczyki ze stacyjki.
-Gdzie jesteśmy? – zapytała będąc delikatnie zdziwioną. Odpiąłem swój pas bezpieczeństwa i gestem ręki wskazałem aby uczyniła to samo. Wysiadłem z auta i od razu pognałem na jej stronę. Otworzyłem jej drzwi i wystawiłem w jej stronę dłoń.
-Pani pozwoli. – uśmiechnąłem się co także spowodowało odwzajemnienie mimiki. Brooks podała mi swoją delikatną dłoń, a ja poczułem jakby po moim ciele przeleciało miliony gorących dreszczy. – Zapraszam do środka.
-Tylko mi nie mów, że to kolejna twoja posiadłość. – zakpiła.
-Nie, skądże. Moich znajomych. Chcę żebyś ich poznała.- tym razem tylko splotłem nasze palce i pociągnąłem ją za sobą. Nacisnąłem na przycisk dzwonka i od tamtej pory oczekiwaliśmy, aż Tom nam otworzy. W tym samym czasie ukradkiem spoglądałem to na moją towarzyszkę, to na nasze splecione dłonie. Uśmiechnąłem się, bo czułem, że wszystko idzie po mojej myśli. Miałem wielką nadzieję, że już wkrótce zasmakuje jej cudownych ust.
Nacisnąłem jeszcze raz na przycisk i tym razem drzwi otworzyły się. Przede mną pojawiła się męska postać trzymająca małą dziewczynkę na rękach.
-Lux! – ucieszyłem się na widok dziecka. Od razu wziąłem ją na ręce i mocno przycisnąłem do swojej piersi. Na twarzy małej od razu pojawił się uśmieszek.  – Witaj Tom. Jak się masz? – podałem dłoń ojcu dziewczynki.
-Po staremu. – uśmiechnął się. – Stary gdzie ty zgubiłeś te swoje słynne loczki? – faktycznie miałem ich mniej po ostatniej akcji naszej stylistki. Menadżerowie stwierdzili, że to już przereklamowane i chcąc czy nie chcąc byłem zmuszony iść pod golarkę.
-Twoja narzeczona mnie tak opędzlowała. – zaśmialiśmy się, a mi dopiero w tej chwili przypomniało się o obecności jeszcze jednej osoby. – Tom poznaj Marthę, moją przyjaciółkę. Martha to Tom, narzeczony Lou.
-Miło mi cię poznać Martha. Harry dużo o tobie opowiadał. – poczułem jak na moje policzki wpływają rumieńce. Usłyszałem tylko cichy chichot Brooks. Mężczyzna zaprosił nas do środka. Gdzie Martha miała okazję poznać większość rodziny Atkinsów i  członków rodu Teasdale.
*
-Martha pomożesz mu zawiesić te lampiony? On kompletnie nie daje sobie rady. – to prawda. Nie szło mi najlepiej. Niby taka prosta rzecz, ale jednak sprawiła mi trudności.
-Oczywiście! – Dziewczyna odkrzyknęła do Sam i już po chwili była tuż obok mnie na podwórku. – No, no, no. Panie Styles to chyba rekord. W czasie trzydziestu minut zdążył pan powiesić tylko jeden lampion. Co to się dzieje?
-Nie żartuj sobie ze mnie tylko mi pomóż mądralo. – posłałem jej zadziorny uśmieszek na co ona zareagowała tylko podniesieniem następnego lampionu.
-A żebyś wiedział, że ci pomogę. – wystawiła język w moją stronę i przystąpiła do pracy. Zręcznie wspinała
się po drabinie i wieszała lampiony w konarach drzew. Ja przez ten czas stałem wpatrzony w jej idealne ciało. Nie byłem się w stanie skupić kiedy ona była obok. – Możesz tu podejść na chwilę?  - wykonałem jej prośbę i już po chwili znalazłem się obok niej. – Możesz mnie podsadzić? Tam nie ma żadnego lampionu, a drabiny sami nie przesuniemy. Jest ciężka. Nie mam pojęcia jak Tom sobie z nią radzi. – tak naprawdę drabina była przymocowana do podłoża, aby nikt nie mógł się na niej przewrócić. Nie informowałem jej o tym, gdyż był to idealny pretekst do ponownego kontaktu naszych ciał.
Chwyciłem ją za biodra i delikatnie uniosłem ją do góry. Ona sprawnie przymocowała lampkę nad naszymi głowami i już po chwili mogłem ją opuścić na ziemię. Gdy jej stopy nawiązały kontakt z podłożem Dziewczyna podniosła głowę do góry. Nasze spojrzenia się spotkały. Zatonąłem w jej niebieskich tęczówkach, które w świetle lampionów przybierały niezwykłej barwy. Cały czas trzymałem jej biodra. Po moim ciele cały czas przechodziły przyjemne dreszcze. Ona była temu winna, jednak miałem ochotę czuć to codziennie. Chciałem ją po prostu mieć ja na własność. Tylko dla siebie. Martha wierzchem swojej dłoni przejechała po moim policzku. Cały czas patrząc się w moje oczy swoją dłonią poznawała zarys mojej twarzy. Była delikatna. Zupełnie jakby dotykała porcelany. Pod wpływem impulsu zbliżyłem się do niej. Ona instynktownie też zaczęła się zbliżać. Nasze usta dzieliły tylko milimetry. Zacząłem już nawet mrużyć swoje powieki, jednak po chwili w bezczelny sposób nam przerwano. Do ogrodu wleciała grupka dzieciaków, krzycząc i śmiejąc się. Przekląłem w duchu. Nie chciałem żeby nam przerywano. Byłem tak blisko jak nigdy. W tamtym momencie poczuliśmy się niezręcznie. Odsunęliśmy się od siebie udając, że nic tu nie miało miejsca. Swoją dłonią zacząłem trzeć kark. W głowie  starałem się poskładać jakieś sensowne zdania. Nic nie przychodziło mi do głowy w jaki sposób mógłbym zacząć rozmowę. Po chwili olśniło mnie.
-Dzisiaj po treningu chciałaś mi coś powiedzieć o Ianie. Co to było?
-Co? – powiedziała lekko zszokowana. – A tak. Chciałam ci powiedzieć, że Ian znalazł sobie dziewczynę. -  w mojej podświadomości zacząłem tańczyć dziki taniec szczęścia.
-To cudownie. – Martha odpowiedziała mi tylko uśmiechem i wróciła do domu. Cieszyłem się jak małe dziecko. Mój największy rywal został unicestwiony. Wiedziałem już, że teraz zależało już wszystko ode mnie. To ja miałem asa w rękawie. Miałem dobre karty, wystarczyło już teraz dobrze je rozegrać. Miałem wolną drogę do zdobywania jej 
serca.
~*~
jestem do bani.
nawaliłam.
przepraszam.
*
mam chociaż nadzieję, że ten rozdział Wam się spodobał.
piszcie swoje opinie niżej.
7+ komentarzy = nowy dział. (:
*
obejrzyjcie <3


środa, 24 kwietnia 2013

Chapter 13.


~z perspektywy Marthy~

-Co ty właściwie tutaj robisz? – zapytałam próbując swojego deseru truskawkowego..
-Przyjechałem cię zobaczyć. Trzy miesiące to mało dla ciebie? – zaśmiałam się gdy chłopak w bardzo śmieszny sposób uniósł jedną ze swoich brwi. – Nie cieszysz się?
-Oczywiście, że się cieszę głuptasie. – na jego twarzy zagościł uśmiech. – Ale następnym razem mnie uprzedź, bo może się to skończyć czymś więcej niż stłuczoną kostką. – puściłam mu oczko.
-Nawet nie masz pojęcia jak się cieszę, że widzę cię taką roześmianą. – wypowiedź Harryego przerwał dzwonek mojego telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz i zobaczyłam nadchodzące połączenie od Williama.
-Poczekasz chwilkę? – zapytałam patrząc chwilę na Loczka.
-Jasne. – chłopak uśmiechnął się, a ja odebrałam.
-Halo?
-No witam cię. Co to się stało z tą twoją nogą? – zapytał bardzo poważnie.
-Widzę, że wieści się szybko roznoszą.
-Nie żartuj sobie. To poważna sprawa. Co poszło nie tak?
-Nie mam pojęcia.
-To przynajmniej mi powiedz gdzie to się stało. – czułam się jak podczas wywiadu. Mój brat zawsze był bardzo dociekliwy.
-Gdzie?
-Martha nie udawaj głupiej, proszę cię. Ja się tutaj niepokoję, a ty kpisz. Powiedz gdzie stłukłaś tą kostkę?
-Na treningu.
-Wiesz ty co? Tyle razy przewracałaś się na treningach, a dopiero teraz coś musiało się stać. – Willdo zaśmiał się melodyjnie. – Wiesz, że cię kocham? No i tęsknie strasznie. Wszyscy tęsknimy.
-Tak, ja też. – uśmiechnęłam się delikatnie. W tle usłyszałam głos jakiejś kobiety. Nie poznawałam go, ale cieszyłam się, że mój starszy braciszek znalazł sobie wreszcie dziewczynę.
-Muszę kończyć. Do następnego razu.
-Do usłyszenia. – nacisnęłam czerwoną słuchawkę i spojrzałam na Stylesa. – Już. –chłopak nie wyglądał na
zachwyconego. Nie miałam jednak pojęcia dlaczego. Jeszcze kilka chwil wcześniej aż tryskał entuzjazmem, a teraz nagle posmutniał. To sprawiło, że mi też zrobiło się przykro. – Wszystko w porządku?
-Tak. – powiedział niepewnym głosem. – Oczywiście, że wszystko w porządku. – nie wierzyłam mu, ale wiedziałam też że jeżeli Harry się uprze to nie będzie dało się nic z niego wyciągnąć. Poddałam się po prostu.
-Masz jakieś plany na ten dzień? – zapytałam próbując trochę poprawić mu nastrój. Hazza podniósł na mnie swój smutny wzrok i tylko pokręcił przecząco głową. – To może pojedziemy na przejażdżkę? Pokazałabym ci świetne miejsce. Co ty na to?
-Jeśli chcesz. – powiedział obojętnie.
-Oczywiście, że chce. – uśmiechnęłam się i pociągnęłam go do wyjścia.
*
Słońce skłaniało się już ku zachodowi, a my w dalszym ciągu jechaliśmy tylko mi znane miejsce.  Przed
wyjazdem wykonałam tylko jeden telefon i wszystko miało być gotowe. Chciałam jak najlepiej wykorzystać czas spędzony z Loczkiem. Był moim najlepszym przyjacielem. Czułam się dobrze w jego towarzystwie, on chyba w moim też. Cały czas obserwowałam jak chłopak ze skupieniem patrzy na drogę. Jego oczy, które wbite były w jeden punkt na drodze świeciły w blasku zachodzącego słońca. Wyglądał wspaniale.
-Daleko jeszcze? – zapytał nagle.
-Już blisko. – uśmiechnęłam się i spojrzałam przed siebie. Doskonale już na horyzoncie odznaczały się budynki w których stronę zmierzaliśmy. Nie mogłam się doczekać, aż chłopak zobaczy co przygotowałam, a właściwie pracownicy Justina przygotowali. Wiedziałam, że będzie zachwycony.
Po kilku minutach jazdy podjechaliśmy pod urodziwy domek pomalowany na łososiowy kolor. Był w bardzo greckim stylu. Przynajmniej ja tak uważałam. To właśnie z Grecją mi się kojarzył i tego się trzymałam. Na ścianie, zaraz obok drzwi pięło się pnącze różowych kwiatów. Dodawało to uroku staremu budynkowi. Styles był wyraźnie zaskoczony. Wyszedł z samochodu i bardzo podejrzliwym spojrzeniem przyglądał się budynkowi. Podeszłam do niego i chwyciłam dłoń chłopaka. On natychmiastowo splótł nasze palce. Dziwne posunięcie, ale
spodobało mi się. Z uśmiechem ciągnęłam go w wyznaczone miejsce, a Harry jednie rozglądał się po bokach. Wyszliśmy tylnym wyjściem na podwórze. Zatrzymaliśmy się na chwilę. Nakazałam mu zamknąć oczy. Chłopak posłusznie wykonał moje polecenie i zdał się na mnie. Zaprowadziłam go w miejsce pod niedużym drzewem i dopiero wtedy pozwoliłam otworzyć mu oczy. Harry z niedowierzaniem przyglądał się dwóm materacom i ułożonym na nich poduszką, które miały być miejsce z którego mieliśmy dobrą widoczność na podwieszone płótno. Zaplanowałam, że zrobimy sobie kino pod gwiazdami. Pracownicy
Biebera przygotowali dla nas projektor, kilka filmów do wyboru, popcorn i kilka litrów soku. Spojrzałam na twarz Stylesa, który z zachwytem przyglądał się obrazowi przed nim. Uśmiechnęłam się na to. Wiedziałam, że będzie zachwycony.
-Usiądź. – powiedziałam po chwili, a on nadal nie mogąc uwierzyć w to co się dzieje usiadł na jednym z materaców. Włączyłam jakiś film komediowy i zajęłam miejsce obok niego. Owszem, miałam swój materac, ale chciałam być przy nim. – Powiesz coś? – Harry spojrzał na moją twarz i uśmiechnął się delikatnie.
-Niesamowicie tu jest. – ja także obdarzyłam go swoim uśmiechem.
-Wiedziałam, że będziesz zachwycony. – ucałowałam jego policzek. – Powiesz mi dlaczego byłeś dzisiaj taki smutny? – zapytałam wtulając się w jego ramię.
-Tak po prostu.
-Nie kłam. Musiał być jakiś powód. – nastała chwila ciszy, którą wypełniały tylko dialogi aktorów w filmie. – Powiedz mi. – Harold spojrzał w moje oczy. Ponownie posmutniał.
-Gdy dzisiaj rozmawiałaś z kimś w lodziarni to powiedziałaś…
-Co powiedziałam?
-Że jesteś na treningu. Nie powiedziałaś prawdy. Wstydzisz się mnie? – zapytał i w jego oczach można było dostrzec coś w rodzaju zawodu. Zaśmiałam się jedynie. On wszystko poprzekręcał.
-To nie tak. Mój brat zapytał się gdzie stłukłam kostkę. Powiedziałam, że na treningu. Oj Harry, Harry. –
tym razem na jego twarzy pojawiło się zakłopotanie, ale i szczery uśmiech.
-Naprawdę? – zapytał.
-Mówię poważnie. – uśmiechnęłam się.
-Przepraszam cię. Jestem idiotą.
-Nie jesteś. – ucałowałam jego policzek i przytuliłam się do jego ciała. Zaczęliśmy w spokoju oglądać film. Cieszyłam się, że już wszystko w porządku. Biedny. Wyobrażałam sobie jak musiał się poczuć. Nie chciałabym się znaleźć w takiej sytuacji. Byłam zadowolona, że wszystko sobie wyjaśniliśmy.
~*~
i oto pojawiam się z następnym rozdziałem.:D
nie spodziewaliście się go tak szybko, prawda? 
mam nadzieję, że sprawiałam Wam tym chociaż trochę przyjemności.:)
*
piszcie swoje opinie poniżej.:)
7+ komentarzy = next chapter
*
przepraszam za jakiekolwiek błędy i niedociągnięcia.:3 
love ya all <3 

niedziela, 21 kwietnia 2013

Chapter 12.


~Oczami Harryego~

-Więc, Martha… - powiedziałem w tym samym czasie podając dziewczynie drinka. – Jak się tutaj znalazłaś? Widziałem cię podczas castingu.
-Jak to mnie widziałeś? –  zapytała zaskoczona moim pytaniem.
-Razem z Justinem i chłopakami siedziałem z tyłu sali. Widzieliśmy wszystkie występy. Twój należał do moich ulubionych. –uśmiechnąłem się i dostrzegłem, że jej twarz delikatnie się rumieni.
-Dziękuję.
-Nie masz za co dziękować. – ponownie uśmiechnąłem się. – No to jak było z twoim pojawieniem się w Los Angeles?
-Justin przyjechał do Londynu. Wszedł do mojej sali treningowej podczas moich wieczornych ćwiczeń. Zaproponował mi, żebym przyłączyła się do jego grupy tanecznej. Zgodziłam się. Właśnie w taki sposób jestem tutaj.
-Mówił co było jednym z głównych powodów dlaczego pojechał do ciebie osobiście?
-Wspomniał tylko, że znalazła się pewna osoba, która zapłaciła za mój dom, jego wyposażenie i za bilet do LA, ale kto to był już nie powiedział.
-Masz jakieś podejrzenia kto to mógłby być? – chciałem sprawdzić jej czujność. Szczerze powiedziawszy myślałem, że Justin wyjawi jej rąbka tajemnicy na temat jej przylotu do LA.
-Nie, ale gdybym znała tożsamość tej osoby odnalazłabym ją.  Wtedy z całej siły przytuliłabym ją lub jego i podziękowała z całego serca. – w mojej głowie wybuchła burza radości. Wyobraziłem sobie jak przytula się do mnie. Jak jej ciało ogrzewa moje. Chciałem, żeby to nastąpiło.
-Naprawdę byś tak zrobiła? – zapytałem podekscytowany.
-Gdybym tylko miała taką okazję to nie wahałabym się. – na jej twarzy pojawił się uroczy uśmiech. Motyle w moim brzuchu co raz bardziej zaczynały wariować. Fala gorąco przepłynęła przez całe moje ciało. Przez kilka minut nie odzywaliśmy się do siebie. Tylko wpatrywałem się w nią jak jakiś psychopata. – Może by tak…
-Masz jakieś plany na jutro? – palnąłem ni z tego ni z owego tym samym przerywając jej wypowiedź. Spojrzała na mnie z lekkim zaskoczeniem, zapewne zdziwiła ją moja bezpośredniość i szybkość z jaką działałem.
-Jutro mam trening przed trasą. Nie mam teraz zbyt wiele czasu wolnego.
-Mógłbym przyjść? – po raz kolejny zadziwiłem nie tylko ją, ale i siebie moim pytaniem. Były one co najmniej idiotyczne. Brzmiały zapewne w jej uszach jako pytania psychopaty. Ku mojemu zdziwieniu Martha uśmiechnęła się.
-Dlaczego byś nie mógł? Jesteś przecież przyjacielem  Justina. – powiedziała upijając kolejny łyk drinka. Przez cały wieczór nie odstępowałem jej na krok. Za każdym razem znalazłem powód, żeby być przy niej, ale widocznie moja obecność jej nie przeszkadzała. Cieszyło mnie, że nabrała do mnie zaufania. Był to dobry znak.
*kilka miesięcy później*
Przyjechałem specjalnie do Los Angeles, żeby spotkać się z nią. Bieber miał przerwę w trasie więc wszyscy wrócili do swoich domów w mieście aniołów. Po wcześniejszej rozmowie ze Ryanem dowiedziałem się iż dziewczyny z grupy tanecznej Kanadyjczyka w wolnym czasie trenują. W kieszeniach mając jedynie telefon i portfel ruszyłem samochodem w stronę studia tańca. Z uśmiechem na twarzy opuściłem pojazd i skierowałem się do wejścia. Minąłem recepcje i ruszyłem wzdłuż korytarza. Na samym końcu znajdowały się drzwi do sali w której była dziewczyna. Wolnym krokiem podszedłem do szklanej płyty i wychyliłem się delikatnie. Dostrzegłem ją. Poprawiała swoje włosy. Mój uśmiech poszerzył się, a serce zaczęło wybijać nieregularne rytmy. Nie widziałem jej długi okres czasu i stęskniłem się. Wpatrywałem się w jej ruchy z podziwem. Mimo iż wiele razy widziałem jak tańczy, ona za każdym razem zadziwiała mnie swoimi układami. Razem z jej przyjaciółkami zaczęły wykonywać układ do As Long As You Love Me. Widziałem go na pierwszym koncercie Justina. Martha tańczyła zaraz obok chłopaka. Nic dziwnego, była najlepsza. Przez kilka minut powtarzały kroki, a ja cały czas pozostałem w ukryciu. Chciałem nacieszyć się jej widokiem w ciszy. W pewnym momencie Brooks odwróciła swoją głowę w bok. Zauważyła mnie. Nasze spojrzenia się zetknęły. Utonąłem w głębi jej niebieskich oczu. Dziewczyna nie rozpoznała mnie, jednak kiedy bardziej wychyliłem się zza futryny zrobiła wielkie oczy i niemal natychmiast straciła równowagę. Był to ułamek sekundy. Wylądowała z hukiem na podłodze. Przerażony od razu pobiegłem w jej stronę. Martha chwyciła się za kostkę i syknęła.
-Wszystko w porządku? – zapytałem przejęty ignorujący wszystkich dookoła. Próbowałem zobaczyć co stało się z nogą dziewczyny. Ona szybkim ruchem ręki odepchnęła moją i zacisnęła mocno zęby.
-Boli. – wyszeptała.
-Zabiorę cię do szpitala. – sama nie mogła chodzić, więc delikatnie podniosłem ją. Trzymałem ją w swoich ramionach. Mogłem już wtedy śmiało powiedzieć, ze trzymałem w nich cały mój świat. Przez jej długą nieobecność uświadomiłem sobie, że jest tą jedyną. Wpadłem po uszy. Zakochałem się w niej. Nie interesowało mnie już nic oprócz Marthy. Cały czas przed oczami miałem jej uśmiech i oczy. Gdy byłem w dołku wpatrywałem się w nasze wspólne zdjęcie. Była powodem do uśmiechu i lepszego funkcjonowania. Była dla mnie wszystkim.
*
Siedziałem w poczekalni. Lekarz nie pozwolił mi wejść razem z nią. Musiałem zadowolić się czekaniem. Podparłem głowę o swoje, złączone w całość, dłonie. Wzrok utkwił w jednym punkcie na ścianie. Nie ruszyłem się od gabinetu chodźmy o metr. Ulokowałem się zaraz obok drzwi, na podłodze. Byłem zdenerwowany mimo iż lekarz oświadczył, że to nie będzie nic poważnego. Bałem się o nią. Upadła przeze
mnie. Mogłem poczekać przecież aż skończy trening. Głupi musiałem się wychylić i spowodować jej niefortunny upadek.
Po kilkunastu minutach drzwi otworzyły się. W progu stanęła uśmiechnięta dziewczyna. Od razu podniosłem się z ziemi i przytuliłem się do niej. Pod wpływem kontaktu z jej ciałem, przez moje przebiegło przyjemne ciepło. Odetchnąłem z ulgą i uśmiechnąłem się.
-Chodź. Zabiorę cię na lody. – ująłem jej dłoń i wolno pociągnąłem w kierunku wyjścia.
*
-Co ty właściwie tutaj robisz? – zapytała biorąc do ust łyżeczkę z truskawkowym lodem.
-Przyjechałem cię zobaczyć. Trzy miesiące to mało dla ciebie? – uniosłem jedną brew do góry. Dziewczyna jedynie zaśmiała się. – Nie cieszysz się?
-Oczywiście, że się cieszę głuptasie. – uśmiechnąłem się. – Ale następnym razem mnie uprzedź, bo może się
to skończyć czymś więcej niż stłuczoną kostką.
-Nawet nie masz pojęcia jak się cieszę, że widzę cię taką roześmianą… - chciałem jeszcze coś powiedzieć, jednak dźwięk dzwonka telefonu uniemożliwił mi to. Martha podniosła urządzenie do góry i spojrzała na wyświetlacz.
-Poczekasz chwilkę? – zapytała przenosząc swój wzrok na mnie.
-Jasne. – po raz kolejny uśmiechnąłem się i zabrałem za skonsumowanie swojego deseru.
-Halo? Widzę, że wieści się szybko roznoszą. Nie mam pojęcia. – rozmawiała ze swoim rozmówcą. Nie miałem pojęcia z kim rozmawia. Cały czas uważnie przysłuchiwałem się temu co mówi Brunetka. – Gdzie? Na treningu. – przeniosłem swój wzrok na nią. Byłem zaskoczony i automatycznie posmutniałem. Skłamała. Nie była przecież na treningu. Była ze mną. Nie chciała podzielić się tą informacją z osobą po drugiej stronie linii telefonicznej.  – Tak, ja też. Do usłyszenia. – rozłączyła się przyciskając czerwoną słuchawkę. Spojrzała na mnie z uśmiechem. – Już. – patrzyłem na nią ze smutkiem. W pewnym sensie zraniło mnie to. Wstydziła się przyznać, że jest ze mną na spotkaniu. Zniżyła się do kłamstwa, żeby tylko nikt nie dowiedział się z kim się spotkała. Było mi przykro. Cholernie przykro. – Wszystko w porządku?
-Tak. – zawahałem się. – Oczywiście, że wszystko w porządku. – na mojej twarzy pojawił się sztuczny uśmiech. Chyba tak fałszywego gestu nigdy nie wykonałem, ale nie potrafiłem jej wytknąć tego. Zbyt wielkim uczuciem ją darzyłem, aby cokolwiek jej wytknąć. Nie chciałem je skrzywdzić. Sam zostałem źle potraktowany i nie czułem się z tym dobrze. Nie pozostało mi nic innego jak udawanie. Granie czegoś czego tak naprawdę nie ma. Podrabianie szczęścia. To była ostateczność…
 ~*~
PRZEPRASZAM!
za to:
-że tak późno
-że za krótkie rozdziały dodaje
-i że spieprzyłam ten rozdział.
jestem beznadziejna.
przepraszam.
*
piszcie co myślicie o tych moich wypocinach.
7+ komentarzy = next chapter.



niedziela, 7 kwietnia 2013

Chapter 11.


~z perspektywy Marthy~

Siedziałam przed pięknie zdobioną toaletką w odcieniu bieli. Nastawione na niej były przeróżne rzeczy do makijażu. Różnorakie pędzle, tusze, pudry. Dostałam wszystko w prezencie od menadżera Justina. Podobno z okazji tego, że przyłączyłam się do jego grupy tanecznej. Nie widziałam potrzeby, aby obdarowywali mnie takimi prezentami. Scooter doradził mi, żebym nie kłóciła się z nikim i jak coś mi dają to mam to po prostu brać. Przygotowywałam się do imprezy organizowanej w jednej z willi Biebera. Każdy z jego ekipy został zaproszony.  Mieli pojawić się też oczywiście inni. Ian powiedział, że mogę nawet spodziewać się Britney Spears lub Madonny. Mówiąc to od czasu do czasu podśmiewał się. Już wtedy wiedziałam, że w tym co powiedział nie było ani ziarnka prawdy. Podczas dobierania odpowiedniego odcieniu cieni do oczu cały czas się uśmiechałam. Byłam wielką szczęściarą. Tyle co mi się przytrafiło niektórzy mogą mi tylko pozazdrościć. Ciągu niecałego tygodnia zyskałam pracę, dom, przyjaciół. Miałam wszystko czego można było chcieć od losu. Nie mogłabym prosić o więcej. Czułam się wspaniale z tym co miałam. Uśmiechnięta od ucha do ucha ruszyłam w kierunku szafy z ubraniami, wcześniej oczywiście kończąc makijaż. Wybrałam jasnozieloną sukienkę z
wyciętym sercem na plecach. Był to mój pierwszy samodzielny zakup w Los Angeles. Czułam się z tym faktem wspaniale. Chcąc wybrać buty zagłębiłam się w moją garderobę. Weszłam do osobnego pomieszczenia, gdzie Justin polecił mi trzymać wszelkie moje obuwie. Jak na razie nie było tego zbyt wiele. Kilka par szpilek, trampki. Przeważało obuwie wygodne. Było to konieczne ze względu na zawód jaki wykonywałam. Stanęłam przed jedną z półek. Patrzyłam raz na jedną, raz na drugą parę butów. Miałam dylemat. Nie miałam pojęcia czy wybrać szpilki wysadzane cekinami czy też zwykłe w odcieniu kremowym z kokardką na tyle. Przejechałam dłonią po tylnej części szyi i westchnęłam głośno. Impreza zaczynała się za kilkadziesiąt minut, a ja nie miałam pojęcia, które buty wybrać.
-Martha! – usłyszałam wołanie z dołu. Po barwie rozpoznałam, że to Ryan – stylista Justina.
-Jestem na górze! Możesz na chwilę tu przyjść?! -  odpowiedziałam mu równie głośno. Mężczyzna zjawił się w mojej garderobie po niecałej minucie. Podszedł do mnie i przywitał mnie całusem w policzek.
-W czym jest problem? – zapytał z zadziornym uśmieszkiem na twarzy.
-Które mam wybrać? – zadałam pytanie prezentując mu obie pary.  Ten tylko podrapał się po swoim podbródku i myślał przez chwilę.


-Załóż te z cekinami. Musisz dzisiaj zabłysnąć. – puścił mi oczko i wyszedł z garderoby. – Czekam na dole! – krzyknął na odchodne.
*
-No nareszcie! Dziewczyno ile można? – Ian od samego początku przywitał mnie uściskiem i docinkiem. Ian Eastwood bez docinków to nie ten sam chłopak. Musiał się trochę ponabijać. Inaczej nie było sobą.
-Ale już jestem. – uśmiechnęłam się. – Spokojnie już nigdzie nie odejdę.
-Też nie miałbym zamiaru cię nigdzie puścić. – objął mnie swoim ramieniem i zaczął oprowadzać po posiadłości naszego pracodawcy. – Tak więc, jeśli potrzebujesz czegoś do picia, kuchnia jest tam prosto. Toalety są odrobinę dalej. Nie martw się. Tu nie da się zgubić. Wszędzie wiszą plany budynku.
-A gdzie jest wyjście na taras?
-A to  jeszcze przed kuchnią. Na pewno rozpoznasz ogromne, szklane drzwi.
-Uwierz mi, jestem w takim szoku, że nawet to mogłabym przeoczyć. – zaśmiałam się, on jedynie zawtórował mi.
-Dasz się zaprosić do tańca? – poruszył śmiesznie brwiami.
-A co jak ci powiem, że nie umiem tańczyć? – zażartowałam. Ian zbliżył swoje usta do mojego ucha i po chwili wyszeptał:
-To ci nie uwierzę. – wybuchłam gromkim śmiechem i już po chwili zostałam zaciągnięta na parkiet. Szliśmy wolnym krokiem nad basen, kiedy wychodząc na zewnątrz zderzyłam się ramionami z chłopakiem o blond włosach. Odwróciłam się w jego stronę z zamiarem przeprosin. On także wykonał obrót. Jego twarz wydawała mi się podejrzanie znajoma. W głowie zaczęłam układać sobie gdzie mogłam go wcześniej
spotkać. Jednak nic nie przychodziło mi do głowy. Totalne zaćmienie.
-Przepraszam. – odparłam szybko.
-Nie, to ja przepraszam. Zagapiłem się. – powiedział i uraczył mnie swoim uśmiechem. Odwzajemniłam mimikę i ponownie zaczęłam zmierzać nad basen w celu zabicia czasu tańcem.
*
Tańczenie bez ustanku przez prawie pół godziny jest wyczynem. Dodatkowo z takim wariatem jakim był Eastwood. Chłopa szalał, skakał. Robił wszystko co było nie możliwe i nie do pojęcia. Zmęczeni podeszliśmy do barku stojącego obok wielkiej trampoliny. Poprosiłam barmana o zwykłą, schłodzoną wodę. Tylko tego było mi trzeba w tamtym momencie. Odkręciłam butelkę i upiłam wielkiego łyka. Pragnienie i suchość w gardle ustąpiły. Mogłam spokojnie odetchnąć.
-Brooky, chyba ktoś cię woła. – odwróciłam się do tyłu i dostrzegłam postać Biebera. Machał on na mnie ręką. Przywoływał mnie do siebie. Wymieniłam niepewne spojrzenie z Ianem i po chwili ruszyłam w stronę Justina. Stanęłam obok niego uśmiechając się.
-Jak się bawisz? – zapytał witając mnie przy tym pocałunkiem w policzek.
-Świetna impreza, naprawdę. – uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. Szczerze? Nie wiedziałam, że tak się jeszcze da.
-Martha chciałem ci przedstawić moich przyjaciół. – powiedział wskazując na osoby stojące obok nas. Dopiero w tamtym momencie odkryłam ich obecność. Popatrzyłam na twarz każdego z nich. Piątka uśmiechniętych chłopaków patrzyli na nas i oczekiwali na dalszy bieg wydarzeń. – To są Niall Horan, Zayn Malik, Louis Tomlinson, Harry Styles i Liam Payne. – już wiedziałam skąd ich kojarzyłam. Oglądałam wywiad z nimi. Czasami dobrze jest oglądać takie programy, żeby później nie wyjść na idiotkę. – W skrócie. Poznaj One Direction. – ponownie popatrzyłam się na każdego po kolei. Zaczęłam wystawić dłoń w ich stronę.
-Chłopcy to jest właśnie Martha.
-Naprawdę miło cię w końcu poznać. – powiedział Liam.
-W końcu? – zaśmiałam się.
-Har… To znaczy Justin dużo o tobie wspominał. – jąknął się, ale niemal od razu się poprawił. Nie wahając się ani chwili dłużej przeniosłam wzrok na następnego członka grupy. Chłopak o brązowych lokach i zielonych tęczówkach. Doskonale już go kojarzyłam. Uśmiechnęłam się do niego po czym chłopak
odwzajemnił mimikę. Ujął moją dłoń i złożył pocałunek na jej wierzchu. Poczułam jak przyjemny dreszcz przebiegł po moim ciele. To było niesamowite uczucie. Kiedy chłopak znów się wyprostował spojrzał w moje oczy. W jego zielonych tęczówkach mogłam dostrzec radość, zachwyt. Byłam zapatrzona w niego jak w obrazek. Wydawał się mi być najbliższym. Już wtedy gdy oglądałam wywiad w telewizji polubiłam go. Czułam jakąś dziwną więź pomiędzy nami. To naprawdę podejrzane zważywszy, że znaliśmy się od kilku minut. Odrobinę speszona wzrokiem reszty chłopców, skierowanym na naszą dwójkę, przeniosłam się dalej. Uścisnęłam dłonie Zayna i Louisa, aż nadeszła kolej na Blondyna. Rozpoznałam w nim osobę z którą zderzyłam się niecałą godzinę temu.
-My już chyba mieliśmy okazję się poznać. -  zaśmiał się.
-Chyba tak. – odpowiedziałam niemal natychmiast.
-Nie poturbowałem cię za bardzo w tych drzwiach?
-Nie jest tak źle.
-Nialler chodź już. – spojrzeliśmy na Liama, który w bardzo dziwny sposób porozumiewał się wzrokiem z Harrym.
-Ale po co mam już iść? – zapytał podejrzliwie. Payne przez dłuższy czas by zakłopotany tym pytaniem. Najwyraźniej nie wiedział co miał odpowiedzieć Niallowi. A może po prostu wyleciało mu z głowy.
-Czas żebyś coś zjadł. – zarządził chłopak i od razu pociągnął Horana w stronę domu. To była śmieszna sytuacja.
-Czekajcie! Idę z wami! – krzyknął Louis i pobiegł za nimi.
-Pójdę się napić. Potrzebuję trochę procentów we krwi. – odparł Zayn. – Justin, może napijesz się ze mną?
-Dlaczego nie? Do zobaczenia później. – poklepał mnie po ramieniu i posłał uśmiech Harryemu. Zostaliśmy sami. Z początku panowała cisza, a każdy z nas patrzył gdzieś po bokach. Nie miałam pojęcia jak zacząć rozmowę. Biłam się z myślami. Chciałam jakoś zacząć. Nie potrafiłam. Nagle w buzi zabrakło mi języka.
-To może… - zaczął co spowodowało, że od razu spojrzałam na niego. – Co byś powiedziała gdybym zaprosił cię na drinka? – zapytał po chwili.
-Odpowiedziałabym, że z chęcią się z tobą napiję.
*
-Więc, Martha… - mówił w tym samym czasie podając mi szklankę z wódką wymieszaną z sokiem. – Jak się tutaj znalazłaś? Widziałem cię podczas castingu.
-Jak to mnie widziałeś? – zapytałam lekko zdziwiona.
-Razem z Justinem i chłopaki siedziałem z tyłu sali. Widzieliśmy wszystkie występy. Twój należał do moich ulubionych. - uśmiechnęłam się delikatnie i poczułam jak na twarz wkradają mi się rumieńce.
-Dziękuję. – upiłam łyk ze szklanki.
-Nie masz za co dziękować. – ponownie uśmiechnął się. – No to jak było z twoim pojawieniem się w Los Angeles?
-Justin przyjechał do Londynu. Wszedł do mojej sali treningowej podczas moich wieczornych ćwiczeń. Zaproponował mi, żebym przyłączyła się do jego grupy tanecznej. Zgodziłam się. Właśnie w taki sposób jestem tutaj.
-Mówił co było jednym z głównych powodów dlaczego pojechał do ciebie osobiście?
-Wspomniał tylko, że znalazła się pewna osoba, która zapłaciła za mój dom, jego wyposażenie i za bilet do LA, ale kto to był już nie powiedział.
-Masz jakieś podejrzenia kto to mógłby być? – przez pewien czas czułam się jak podczas jakiegoś wywiadu, ale odpowiadałam na wszystkie jego pytania.
-Nie, ale gdybym znała tożsamość tej osoby odnalazłabym ją.  Wtedy z całej siły przytuliłabym ją lub jego i podziękowała z całego serca. – chłopak przyglądał się mi z zaciekawieniem. W jego oczach można było dostrzec iskierki.
-Naprawdę byś tak zrobiła?
-Gdybym tylko miała taką okazję to nie wahałabym się.
~*~
WITAM WAS KOCHANI! ;*
oto jestem tu z 11 rozdziałem.:)
mam nadzieję, że Wam się podobał.:)
nareszcie doszło do pierwszej rozmowy Marthy i Harryego. cieszycie się? :D
*
piszcie swoje opinie w komentarzach 
7+ komentarzy = nowy rozdział.
*
jak na pewno zauważyliście jest nowy wygląd bloga.:)
podoba Wam się, czy woleliście poprzedni? 
napiszcie mi to bardzo ważne.:)
a tak w ogóle
to w lewym górnym rogu pojawił się guziczek.
jeżeli lubicie tego bloga i opowiadanie to kliknijcie na niego.:)
to naprawdę wiele dla mnie znaczy.:) 

piątek, 29 marca 2013

Chapter 10.


~z perspektywy Harryego~

Chodziłem nerwowo po naszym hotelowym pokoju. Justin wyjechał do Londynu w poszukiwaniu Marthy. Czekałem tak bardzo na moment kiedy usłyszę dźwięk telefonu oznajmujący nadchodzące połączenie od Justina. Była to jedyna rzecz, którą chciałem usłyszeć przez ostatnie kilka dni. Do nikogo się przez ten czas nie odzywałem. Chodziłem cały nabuzowany. Wszystko mnie drażniło. Jakby to powiedział Liam ‘ bez kija nie podchodź’. Poniekąd było to trafne sformułowanie. Gdy ktoś próbował ze mną normalnie porozmawiać ja bezpodstawnie naskakiwałem na niego. Jednak oni powinni mnie zrozumieć. W końcu wiedzą doskonale co to znaczy się zakochać. Tak, zakochać. Zakochałem się w obcej mi dziewczynie. Brzmi idiotycznie,
prawda? Serce nie sługa, bym odpowiedział.
Z każdą sekundą co raz bardziej bałem się, że to się uda. Miałem takie głupie przeczucie, że Justin da ciała, palnie jakąś głupotę i zniechęci ją do przyjazdu. Zabiłbym go wtedy. Własnymi, gołymi rękami. Moje życie wisiało na włosku, a Bieber jednym niewłaściwym ruchem lub słowem mógł go zepsuć.
Usłyszałem wreszcie tak wyczekiwany przeze mnie sygnał. Jak opętany rzuciłem się do telefonu leżącego na małym stoliczku do kawy. Podniosłem urządzenie i dostrzegłem napis ‘Justin’. Bez chwili wahania odebrałem.
-Jest w Los Angeles? – zapytałem szybko.
-Tak. Mnie też jest miło cię słyszeć. – zaśmiał się.
-Nie rób sobie jaj tylko mi odpowiedz na pytanie! – doprowadzał mnie do nerwów.
-Dobrze. Spokojnie. – powiedział. Słychać było, że jest bardzo zrelaksowany. – Tak. Jest w Los Angeles. – w mojej głowie zamigotało. Zacząłem szybko poruszać się po podłodze. Na twarzy pojawił się wielki uśmiech. Byłem szczęśliwy jak cholera. Sama informacja, że szczęśliwie dotarła na miejsce była dla mnie czymś niesamowitym.
-Kiedy mogę ją spotkać?
-Wpadnij dzisiaj wieczorem na próby moich tancerzy. Wtedy ją zobaczysz.
-Do zobaczenia.
-Trzymaj się. – połączenie urwało się. Byłem w ogromnym szoku. Nie potrafiłem zrozumieć, że dzieje się to naprawdę. Zacząłem skakać ze szczęścia. Czułem się wspaniale ze świadomością,  że już wkrótce ją spotkam, zamienię kilka zdań.
Pospiesznie popatrzyłem na zegarek. Dochodziła godzina szósta po południu. Ruszyłem szybko do mojej szafy i wybrałem czysty t-shirt w kolorze beżu. Na wierzch położyłem skórzaną, brązową kurtkę. Spojrzałem w lustro i zaczesałem swoje loki ręką. Włożyłem do ust gumę do żucia i opuściłem hotelowe zacisze. Wsiadłem w wypożyczone przez Paula auto. Pojechałem w miejsce w którym dobywały się próby. Zaczynałem się zastanawiać co jej powiem. Nie miałem pojęcia jak zachować się w takiej sytuacji. Nie codziennie miewam coś takiego. Zaczynałem się denerwować. Czułem jak żołądek kurczy się we mnie, co powodowało, że mój brzuch dawał mi mocno w kość.
~Nie denerwuj się tylko. Spokojnie. – powtarzałem sobie w głowie. Nie mogłem przecież wyjść na
zestresowanego przed nią. Miałem zamiar zrobić jak najlepsze wrażenie. Powoli wypuszczałem zaległe w płucach powietrze, po czym na jego miejsce wdychałem nowe i świeże. Z każdym metrem byłem bardziej zestresowany. Było ze mną gorzej niż z maturzystami. Miałem wrażenie jakbym podchodził do testu. Nigdy nie lubiłem tego uczucia. To pozostanie raczej niezmienne do końca mojego życia.
Zajechałem na parking przed nowoczesnym budynkiem. Zająłem jedno z miejsc parkingowych. Wysiadłem z wozu, po czym zamknąłem samochód pilotem. Popatrzyłem jeszcze na swoje odbicie w bocznej szybie i poprawiłem koszulkę. Chciałem wyglądać idealnie na pierwszym spotkaniu z nią. Ponownie zaczerpnąłem łapczywie powietrza w swoje płuca. W pełni wyluzowany, tak mi się przynajmniej zdawało, ruszyłem w stronę szklanych drzwi wejściowych. Wchodząc do środka na fotelu zobaczyłem siedzącego Scootera. Podszedłem do niego i powitałem uściśnięciem dłoni.
-Harry Styles tutaj? Coś nieprawdopodobnego. – zaśmiał się. – Co cię tu sprowadza?
-Przyszedłem spotkać się z Justinem.
-A nie przypadkiem z Marthą? – podniósł jedną brew do góry. Miał bardzo badawczy wyraz twarzy. Trochę mnie przerażał.
-Możliwe. – odpowiedziałem. – Wiesz może gdzie jest?
-Martha czy Justin?
-Oboje. – powiedziałem nie chcą odpowiadać na więcej zbędnych pytań. Już chciałem ją zobaczyć. Minęło sporo czasu od castingu. Stęskniłem się za widokiem jej twarzy.
-Musisz pójść tym korytarzem. Pierwsze drzwi to sala treningowa. Tam powinni być. – poklepał mnie po ramieniu i wrócił do czytania gazety. Rzuciłem ciche ‘dzięki’ i ruszyłem we wskazanym kierunku. Wyciągnąłem z kieszeni spodni swojego iPhona. Wbiłem hasło na odblokowanie klawiatury, po czym natychmiast wszedłem na kontakty. Znalazłem w spisie numer Justina. Wykręciłem go i przyłożyłem słuchawkę do ucha. Usłyszałem kilka sygnałów, ale on nie odbierał. Jego głos usłyszałem dopiero za szóstym sygnałem.
-Już jestem. – powiedziałem pospiesznie.
-Gdzie dokładnie?
-Przed salą treningową.
-Poczekaj pięć sekund, zaraz tam przyjdę.
-Czekam.  – Bieber rozłączył się. Oparłem się o ścianę i cierpliwie czekałem na przybycie Kanadyjczyka. Po chwili usłyszałem trzaśnięcie drzwi. Odwróciłem głowę w stronę, z której dochodził hałas. Moim oczom ukazał się jeden z najbardziej pożądanych ludzi showbiznesu.
-Jak leci? – zapytał z uśmiechem.
-Dobrze. A z resztą to nie ważne. Powiedz mi jak udało ci się ją tu sprowadzić?
-Pojechałem do Londynu. Odwiedziłem ją w jej szkole, podczas pozaplanowych zajęć.
-Co było dalej? – stanąłem naprzeciwko niego.
-Była zaskoczona moją obecnością. – stwierdził. – Zaproponowałem jej to od razu po tym jak wszedłem do sali.
-Chcesz mi powiedzieć, że ona od tak się zgodziła? Bez żadnych komplikacji? – zdumiało mnie to. Na jej miejscu musiałbym się zastanowić. Przeanalizować wszystkie szczegóły, za i przeciw.
-Tak. Od razu się zgodziła. – uśmiechnął się szerzej. Justin odsunął się trochę w prawą stronę. Dokładnie widziałem co dzieje się w pomieszczeniu. Wszyscy tancerze siedzieli na podłodze. Ona również. Śmiała się akurat. Wyglądała uroczo. Ten widok sprawiał mi ogromną radość. Czułem jak ciepło otacza moje ciepło. Uniosłem delikatnie kąciki ust do góry.
-O której kończą próbę? – zapytałem cały czas na nią spoglądając.
-Bardzo ci zależy, żeby z nią porozmawiać?
-Stary, nawet nie wiesz jak bardzo. – popatrzyłem na niego. On tylko pokiwał twierdząco głową.
-Scooter! Możesz na chwile tutaj pozwolić? – krzyknął, wołając swojego menadżera.
-W czym problem? – zapytał uśmiechnięty mężczyzna.
-Możesz pójść powiedzieć im, że na dzisiaj koniec.
-Ale oni niedawno zaczęli. – zakomunikował.
-To nic. Niech mają trochę luzu dzisiejszego wieczoru. – Brown posłuchał Biebera i ruszył w stronę wejścia. Oznajmił tancerzom, że mogą się zbierać. Słychać było iż są zadowoleni z tego faktu. – Jesteś ich wybawicielem Styles. – zaśmiał się.
-Tak to sobie tłumacz. -  z sali zaczęli wychodzić ludzie. W bardzo dobrych nastrojach kierowali się do szatni znajdującej się na końcu korytarza. Nigdzie jej nie widziałem. Zapewne przewinęła mi by się jej twarz przed oczami. Tak jednak nie było. Brooks wyszła na samym końcu, na plecach jakiegoś chłopaka. Po dokładniejszym przyjrzeniu się mu rozpoznałem w nim tego samego chłopaka z castingu, któremu wtedy tak źle życzyłem. Zacisnąłem mocno ręce w pięści i przyglądałem się tej dwójce. Poczułem ukłucie w sercu. To naprawdę wydawało mi się dziwne. Byłem zazdrosny o kogoś kogo praktycznie nie znam. Po chwili z rąk dziewczyny wypadła butelka z wodą. Zaczęła toczyć się w moim kierunku. Eastwood opuścił Marthę na podłogę, a by ta mogła zabrać swojego ‘ uciekiniera’. Brooks poczęła zmierzać za butelką. Była co raz bliżej mnie, a ja czułem się jakbym miał nogi z waty. Żołądek znów się ścisnął. Ponownie poczułem to uczucie jak przed testem. Martha schyliła się po swoją zgubę, a ja chcąc zachować się jak na dżentelmena przystało ukucnąłem z zamiarem podania jej butelki. Przez przypadek w tym samym czasie nasze dłonie skierowały się w kierunku plastiku. Nie uniknionym tego skutkiem była styczność naszych ciał ze sobą. Poczułem jak silny, przyjemny dreszcze przeszywa moje ciało. Uniosłem twarz ku górze i zobaczyłem jej zniewalające niebieskie tęczówki. Mogłem tonąć w nich całymi dniami i nocami. Ich magia wpędzał mnie w trans, z którego ona sama mogła mnie wybudzać. Patrzyliśmy sobie w oczy przez dłuższą chwilę. Tak po prostu, w ciszy. Nie zapadło nawet żadne słowo pomiędzy nami. Czas tak jakby zatrzymał się. Nie ważne było dla mnie, że świadkami tego są Bieber i Eastwood. Nic nie było ważne w tamtym momencie. Tylko ja, ona i nasze ciągle dotykające się dłonie. Niepewnie podniosłem kawałek plastiku i oddałem go jego właścicielce. Dziewczyna słodko uśmiechnęła się.
-Dziękuję. – odparła nieśmiało. Ruszyła powrotem w stronę szatni. Cały czas na nią spoglądałem. Ona co kilka sekund odwracała się w tył. Czułem się jak w niebie kiedy mogłem patrzeć w jej oczy. To było naprawdę coś niesamowitego. Będąc już obok wejścia odwróciła się do mnie i uraczyła mnie swoim pięknym uśmiechem. Zniknęła za drzwiami. Dalej stałem oszołomiony tym wszystkim. To była najpiękniejsza chwila mojego życia. Nie mogłem sobie darować, że już się skończyła.
-Oj stary. Jesteś zadurzony w niej i to poważnie. – stwierdził Justin kładąc mi rękę na ramieniu.
-Poważnie… - powtórzyłem cicho. Nie kontrolowałem tego co mówię.
-Słuchaj. Jutro robię imprezę w mojej posiadłości. Przyjdźcie z chłopakami. Ona też tam będzie. To będzie twoja okazja, żeby poznać ją bliżej. – przeniosłem tępe spojrzenie na chłopaka. Pokiwałem głową, na znak że się zgadzam. Chwilę później bez żadnego ostrzeżenia objąłem go swoim ramieniem. On jedynie poklepał mnie ręką po plecach.
-Dziękuję. – wyszeptałem.
-Nie masz za co dziękować.
~*~
Witam Was kochani po tak długiej nieobecności.
Przepraszam Was za to bardzo.
nawaliłam. po raz kolejny.
mam nadzieję, że nie będziecie się na mnie gniewać.:)
myślę, że takie coś już się nie powtórzy.:)
*
swoją drogą to ciekawi mnie Wasze zdanie na temat tego rozdziału.
piszcie swoje opinie poniżej.
7+ komentarzy = nowy rozdział.:)