~z perspektywy Harryego~
Zdawało mi się, że sekunda trwa wieki. Wszystko miało
rozstrzygnąć się w przeciągu piętnastu minut. Czas dłużył się i dłużył. Nie
potrafiłem usiedzieć w miejscu. Od tego cholernego kwadransa miała zależeć moja
znajomość z Marthą. Chłopcy spokojnie śledzili przebieg wydarzeń na naszych
miejscach, a ja krążyłem dookoła automatu z wodą, jakbym czekał po długiej
suszy na choćby kilkanaście kropel deszczu.
Kiedy usłyszałem głos jurorki moje serce podskoczyło mi do gardła. Czym
prędzej wróciłem na miejsce. Nasłuchiwałem rezultatów. Trzymałem z całej siły
kciuki, aby pozwolili wejść Brooks do grupy tanecznej Biebera.
-A ty coś taki spięty? – usłyszałem głos Lou. Natychmiast
odwróciłem głowę w jego stronę i przycisnąłem palec do ust, dając mu tym
grzecznie do zrozumienia, że ma nic nie mówić. Chłopak chyba zrozumiał, bo
tylko pokazał dłonie w oznace kompromisu i oparł swoje plecy o siedzenie. Mój
wzrok ponownie powędrował na scenę. Spojrzałem na wejście zza kulisy i
dostrzegłem ją trzymającą się za rękę z jakimś chłopakiem. Mój humor od razu
uległ zmianie. Życzyłem temu chłopakowi, żeby się nie dostał. Nie było to w
moim nawyku życzyć komuś źle. Wtedy byłem wściekły. Facet chciał poderwać mi
moją potencjalną dziewczynę. Nie mogłem do tego dopuścić.
-Witamy was ponownie. – zaczął przewodniczący komisji. –
Chcemy, żebyście wiedzieli, że podnieśliście poprzeczkę wysoko. Było bardzo
ciężko wybrać tylko kilku z was.
-Teraz będziemy czytać kolejno nazwiska. – obok
przewodniczącego siedziała niska kobieta, która w tamtej chwili przemówiła. –
Wyczytane osoby proszone są o krok w przód. – moje serce przyspieszyło. Czułem
się jakbym biegł. Trudno było mi złapać oddech. Zacisnąłem mocno kciuki i
wbiłem wzrok w dziewczynę.
-Michael Dallas, Kim Robson, Amy Adams, Carl Kosinsky, Tom
Donaghiu, Jennifer Kraft, Ian Eastwood. – Eastwood puścił dłoń Marthy i zrobił
krok w przód. – Niestety, ale muszę was
zmartwić. – miałem wielką nadzieję, że te osoby odpadną, a te w drugim rzędzie
dostaną tą posadę. Desperacko chciałem tego. A po słowach kobiety nabrałem
jeszcze większej nadziei. Na mojej twarzy pojawił się triumfalny uśmiech.–
Niestety od jutra będziecie zmuszeni wstawać codziennie o piątej rano, żeby
zdążyć na trening. Wasza siódemka zostaje właśnie współpracownikami Justina
Biebera! – uśmiech zszedł mi z twarzy. Miałem ochotę zniknąć. Chciałem podejść
do sędziów i powiedzieć im co o nich myślę. Pokazałbym im gdzie jest ich
miejsce. Byłem wściekły. I to bardzo. Wstąpiła we mnie furia i z całej siły
uderzyłem w krzesło przede mną. Zasyczałem z bólu, gdyż to było nie przyjemne
doświadczenie.
-Z resztą musimy się niestety pożegnać. Dziękujemy, że
zaszczyciliście nas swoją obecnością. – kobieta dokończyła swoją wypowiedź, a
ja spojrzałem na Justina, który także był wyraźnie zaskoczony.
-Zamierzasz coś z tym zrobić?! – zapytałem. Wszyscy
odwrócili głowy w moją stronę i popatrzyli po mnie zdezorientowani.
-Ale co ja mogę zrobić?
-Koleś, jesteś Justin Bieber i tak jakby to ty będziesz
pracował z nimi! Rusz tyłek i spraw, że do tej siódemki do łączy jeszcze jedna
osoba.
-Słucham?
-Naprawdę nie rozumiesz, że jeżeli Marthy Brooks nie będzie
w twoim zespole tanecznym to twoje koncerty zejdą na psy?! – nie powinienem tak
mówić. W końcu nie była to jego wina, a ja tak bezpodstawnie wyżywałem się na
nim.
-Uuu… Harold się zakochał. – głos Zayna w tamtym momencie
wydawał się być naprawdę irytujący. Wszystko wydawało się takie być. Za bardzo
się w to wciągnąłem, żeby się poddać. Chciałem coś z tym zrobić. Skoro Justin
bał się postawić tym zakichanym jurorom to ja byłem idealnym kandydatem do
tego, żeby to zrobić. – Nic nie odpowiada, czyli to prawda.
-Zamknij się już. – spiorunowałem go spojrzeniem. Nie
chciałem nikogo ranić, ale w tamtym momencie to było nie wykonalne. Wtedy
wszyscy dokładali do pieca jakimiś swoimi dennymi tekstami i przemyśleniami nie
godnymi jednego funta.
-Stary, spokojnie. Pożartować nie można? – twarz Mulata
mówiła o nim wiele. Widać było, że się przestraszył.
-Naprawdę to było cholernie. – niemalże krzyknąłem. – HAHA.
– zaakcentowałem mój ‘śmiech’ – Ale się uśmiałem.
-Harry co w ciebie wstąpiło? –popatrzyłem na każdego z
osobna. Nie miałem ochoty z nimi rozmawiać. Już dość wtedy zawojowałem. Na
samym końcu mój wzrok utkwił na gospodarzu tego cyrku. To wszystko wydawało mi
się być jedną wielką kpiną.
-Będziesz tak teraz siedział?! – zapytałem go. Brunet
spojrzał na mnie z grymasem smutku na twarzy. Jego oczy mówiły coś w stylu ‘nie
potrafię nic zrobić’. To jeszcze bardziej wpędzało mnie w furię. – Rusz tą
swoją szanowną dupę i zrób coś z tym!
-Harry! – jedyną osobą, która mogła wtedy zainterweniować
był Liam. On zawsze nas pouczał i ganił za nieodpowiednie zachowanie.
-Nie! – Kanadyjczyk od razu wykrzyknął. – On ma racje! –
można by powiedzieć, iż byłem dumny sam z siebie. Zachęciłem do działania
takiego gracza jakim jest Bieber, a podobno to nie łatwa sztuka. Wywołałem u
niego coś w rodzaju poczucia winy. Należał mu się w tamtym porządny kop w
cztery litery. Za dużo przebywał z głową w chmurach. O wiele za dużo myślał i
za mało działał. To był jeden poważny mankament w tym kolesiu. – Muszę coś
zrobić! – wypowiedział sam do siebie i poderwał się z krzesła. Cała reszta jak
na komendę ruszyła za nim. U jego boku kroczył roześmiany Blondyn, który nie
wiadomo z czego się śmiał. Specyficzny śmiech Irlandczyka roznosił się z echem
po wszystkich korytarzach budynku. Nie zdziwiłbym się gdyby przez niego
przechodni myśleli, że to psychiatryk. Zaraz za Bieberem i Horanem podążali
Liam z Lou i o czymś zawzięcie dyskutowali. Zaraz obok mnie w ciszy szedł Zayn.
Jego głowa była spuszczona w dół. Trochę było mi go szkoda szczerze
powiedziawszy.
-Słuchaj. – nagle usłyszałem głos Malika. – Ja nie chciałem.
To miał być tylko…
-Tylko żart. – dokończyłem za niego. Tak wiem. Nie chowam do
ciebie żadnej urazy. – chłopak spojrzał na mnie z czymś w rodzaju
niedowierzania. Aby choć na chwilę rozluźnić tą napiętą atmosferę uśmiechnąłem
się do niego pogodnie. Mulat zareagował w podobny sposób. Znowu zaczęliśmy
normalnie rozmawiać. Bez żadnych emocji. Na luzie. Tak jak zawsze. Zbliżaliśmy
się do końca korytarza. Nadszedł czas aby skręcić. Zrobiłem to. Jednak nie
obyło się bez stłuczki z inną osobą. Prawdą było, że zamyśliłem się. Całkowicie
straciłem głowę. Myślałem o dziewczynie. O jej idealnych kształtach i ruchach.
Zaimponowała mi. Swoim tańcem, jej delikatnym głosem. Wszystkim. Zastanawiałem
się czy taki ktoś może naprawdę istnieć. A jednak…
-Przepraszam. – powiedziałem po tym gdy wpadłem na kogoś.
Spojrzałem na osobę, z którą się zderzyłem i nie mogłem uwierzyć własnym oczom.
Przede mną stała, a właściwie to w
popłochu uciekała z tego budynku, Martha Brooks we własnej osobie. Pomimo szoku
na mojej twarzy zagościł delikatny uśmiech. Przechodząc obok mnie poczułem woń
jej perfum. Znałem wiele zapachów, lecz takiego którego ona używała nie
spotkałem do tej pory. Pachniał jak mieszanka różnorakich kwiatów
rozcieńczonych w porannej rosie. Był rześki. Jak ona. Z zachwytu nawet nie
zauważyłem, że ona nic nie odpowiedziała. Było to dla mnie najmniej ważne. Ona
przeszła koło mnie, otarła się o moją osobę. To sprawiało, że chciałem żyć.
Może i brzmi głupio, ale było to
najszczerszą prawdą. Odradzałem się na nowo w kontakcie z jej dotykiem.
*
-Jak to nie możecie nic zrobić?! – krzyk Justina było
słychać wszędzie. Dźwięk był bardzo donośny, szczególnie gdy stało się tuż obok
niego.
-Przykro mi, ale my już wybraliśmy. – tłumaczył się
przewodniczący komisji.
-Czy ja już nic nie mam do powiedzenia w tej sprawie?! To
dla mnie będę pracować, nie dla was! – nareszcie z ust Kanadyjczyka słyszałem
mądre słowa. – Dlaczego nie przyjęliście Marthy Brooks. Jej taniec był świetny.
O wiele lepszy od tych, którzy zostali wybrani!
-Panie Bieber, ta dziewczyna mieszka w Londynie. Jest z
niezamożnej rodziny i dodatkowo dopiero co zaczęła szkołę taneczną. Nie dałaby
rady psychicznie, fizycznie i przede wszystkim finansowo.
-Nie wiedziałem, że żeby dostać prace od razu trzeba mieć
pieniądze. – włączyłem się w rozmowę kpiąc od razu. – Zaraz, zaraz. Skoro jej
stan majątkowy jest bardzo lichy i przyjechała tutaj za własne pieniądze
to naprawdę musiało jej zależeć. Czy wy
tego nie potraficie dostrzec? Możliwe, że Martha wydała ostatnie pieniądze na
podróż po to, a wy ją tak po prostu dyskryminujecie. Zastanówcie się nad sobą,
bo z wami naprawdę jest coś nie tak.
-Panie Styles, wypraszam sobie taką gadkę! – tym razem
kobieta zajęła głos.
-Za przeproszeniem, ale możecie sobie wsadzić gdzieś to
wasze wypraszam. Musicie zrozumieć, że w tym świecie nie liczą się tylko
pieniądze. Dziewczyna ma pasje i pomimo wszystko chce ją rozwijać i realizować.
Utrudniacie to!
-Jeżeli ma pan takie zdanie to może niech pan sfinansuje
pani Brooks podróż do Stanów, zapewni jej mieszkanie i wyżywienie. Wtedy możemy
porozmawiać.
-A żeby pani wiedziała, że tak zrobię! Gdzie się podziała do
cholerna równość człowieka o którą tak Amerykanie zawzięcie walczyli. No
gdzie?! - nie uzyskałem odpowiedzi.
-Kiedy indziej wrócimy do tej rozmowy. – menadżer Justina,
Scooter zarządził i wszyscy byli zmuszeni opuścić mały pokój.
-Pieprzcie się. – powiedziałem pod nosem i wyszedłem. Szybko
chciałem wydostać się na zewnątrz i zaczerpnąć świeżego powietrza. Zawiodłem
się. Zawsze uważałem, że ten naród jest inny, lepszy. W tamtym momencie Anglia
wydawała się być dla mnie najlepszym narodem pod słońcem. Byłem prawie pewny,
że tam by tak nie postąpili. Powiem więcej. Przyjęli by ją z otwartymi
ramionami. Takich tancerzy jest mało na świecie, którzy pomimo trudności
potrafią spełniać swoje marzenia. Jedną z nich była Martha. Było mi jeszcze
bardziej żal. Niemość, że spodobała mi się od samego początku to jeszcze
pokazała, ze potrafi walczyć. Usiadłem na schodkach przed studiem tańca i
schowałem twarz w dłonie. Poczułem w nozdrzach zapach papierosów. Niedaleko
mnie stał palący Malik. Kiedy mnie zauważył od razu przysiadł się do mnie.
Zabrałem mu papierosa z dłoni i zaciągnąłem się dymem.
-Co zamierzasz z tym zrobić? – zapytał.
-Nie wiem, ale na pewno tak tego nie zostawię. Będę walczył
o to, żeby ona się tu znalazła. Choćby nie wiem co!– odparłem.
~*~
TADAM! :)
oto i jestem ponownie z nowym rozdziałem.:)
mam nadzieję, że Wam się spodoba.
jeżeli wystąpią jakiekolwiek błędy językowy czy coś w tym stylu to przepraszam.
pisałam to dla was po nieprzespanych 24 godzinach.
teraz padam na twarz.
chciałam też przeprosić za to że tak długo nie dodawałam.
powiem wprost. nie miałam czasu. :(
so sorry.
*
ale nic.
teraz już rozdział jest i czeka na Waszą opinię.:)
7+ komentarzy = next chapter x