~z perspektywy Marthy~
Jeden wdech, wydech. Dookoła panuje ciemność i przerażająca
cisza. Słyszałam głośne i wyraźne bicie mojego podenerwowanego serca. Każda
następna sekunda była jak wieczność. Te kilka minut to jak czekanie na pewną
śmierć. Spojrzał niepewnie przed siebie. Z wielką trudnością dostrzegłam
siedzącego na widowni Williama, który uśmiechał się. Ponownie mój wzrok zniżył
się na dół. Widziałam czarne gumolitowe podłoże, które oświetlała smuga światła
reflektorów. Odważyłam się spojrzeć mojemu katowi w twarz. Zagryzłam dolną
wargę i z ogromnym niepokojem przeniosłam wzrok na panel komisji. Naradzali
się. Jedynie ona, słynna tancerka i mój wzór do naśladowania, patrzyła na mnie
uważnie. Jej wyraz twarzy nie wskazywał na nic dobrego. Ostatnią rzeczą jaką
wtedy chciałam usłyszeć od Danielle Peazer to to, że mój taniec pokazowy był do
kitu. Nie codziennie ma się kontakt z krytyką, więc taka pospolita osoba jak ja
nie jest przyzwyczajona.
Z nerwów moje ciało zaczęło drgać. Było to nie do opanowania.
Wszystkie negatywne emocje wzięły górę nade mną. Czułam jak po policzku spływa
mi jedna, samotna łza. Przewodniczący komisji, pan O’Donnel, powstał ze swojego
miejsca.
-Czy przygotowałaś coś jeszcze oprócz tego? – zapytał zachrypniętym
głosem, było to najprawdopodobniej spowodowane dużą ilością papierosów, które
palił. Wiedziałam o tym dobrze, bo odwiedza on mojego ojca w warsztacie i tam
spędzają kilka godzin na rozmowie i czasami na majsterkowaniu.
-Tak, proszę pana. – odpowiedziałam nie pewnie.
-Zaprezentuj. – pokiwałam twierdząco głową. Poświata, która
wcześniej oświetlała skrawek sceny na którym stałam, zgasła. Do moich uszu
doszły pierwsze takty piosenki Cody’ego Simpsona noszącej tytuł ‘Not Just You’.
Wolna melodia ballady skojarzyła mi się wyłącznie z baletem. Zaryzykowałam i
podjęłam się tego dokładając kilka elementów nowoczesnego stylu tańca. Moje
ciało zaczęło wykonywać płynne ruchy kiedy reflektor znów zalśnił swoim
światłem. Wczułam się w muzykę, zmysły zaczęły tańczyć. Zawsze to czułam.
Zawsze kiedy tylko w stu procentach oddawałam się temu co kocham. Robiłam to
dla własnej przyjemności. Nie dla kogoś. Dla siebie. Nawet po najcięższym dniu
w szkole potrafiłam włączyć w domu muzykę i tańczyć, aż do upadłego. Wszystkiego
nauczyłam się poprzez oglądanie starych kaset mojej mamy. Znałam występy
wszystkich rozmaitych tancerzy. Wyjątkiem nie była Danielle. To właśnie ona kiedyś
udowodniła mi swoimi słowami, że gdy człowiek chce to potrafi zdziałać cuda z
niczego. Przez najmłodsze lata mojego dzieciństwa oglądałam turnieje taneczne w
telewizji lub słuchałam relacji na żywo w radiu. Od czasu do czasu zaglądałam przez
okno w lokalnej szkole tanecznej. To właśnie tak nabierałam umiejętności.
Zaczęłam samodzielnie trenować.
Po chwili nie słyszałam już melodii. Zatrzymałam się i
upadłam na kolana. Głowę spuszczoną miałam w dół. Starałam się powoli wyrównać
oddech i uspokoić serce. Sekundy mijały, a ja słyszałam tylko i wyłącznie
ciszę. Cicha seria klaśnięć zakłóciła spokój panujący na sali. Podniosłam głowę
i dostrzegłam obraz, który kiedyś mogłam sobie tylko wymarzyć. Danielle Peazer
nagrodziła mój występ brawami. Mało tego, wstała ze swojego fotela i z dumą
wpatrywała się we mnie. Już po kilku chwilach reszta komisji zawtórowała
kobiecie. Szczęście ogarnęło mnie całą. Fala gorąca, która wpłynęła na moje
ciało wywołała rumieńce na policzkach. Uśmiechnęłam się szeroko, pokazując przy
tym szereg swoich zębów i bezwładnie opadłam całym ciałem na podłogę.
*
-Panno Brooks, nie zostaje mi nic innego jak powitać panią
na Royal Academy Of Dance. – pan Kalinowsky wypowiedział do mnie to jedno
bardzo istotne dla mnie zdanie kiedy już stałam na korytarzu, czekając na
brata. Ernest Kalinowsky to pięćdziesięciu-trzy letni Polak wychowany w małym
miasteczku w Anglii, nauczyciel baletu dla grup starszych w Royal Academy Of
Dance.
-Dziękuję panu bardzo.
-Masz niezwykły talent, moja droga. Wykorzystaj go dobrze. -
mężczyzna poklepał mnie ramieniu i udał się w kierunku, który wcześniej obrał.
Oparłam się o zimną ścianę i zagryzłam dolną wargę uśmiechając się przy tym. Nie
do końca docierało do mnie ile szczęścia zaznałam.
-Pierwszy krok ku wieczności. – powiedziałam cicho i
uśmiechnęłam się szerzej. Wyobraziłam siebie tańczącą w towarzystwie wysokiego
mężczyzny na jednym z największych turniejów we Wszechświecie. Takie i podobne
myśli zaprzątały mi wtedy głowę. Zaczęłam nucić cicho piosenkę ‘Born To Be
Somebody’, dostrzegłam, że drzwi do gabinetu dyrektora szkoły otwierają się. Już
po chwili tonęłam w objęciach Will’a.
-Wiedziałem, że ci się uda mała. Jestem z ciebie taki dumny.
– Willdo odstawił mnie na ziemię i chwycił moją torbę treningową. – Musimy
uczcić jakoś twój sukces. Zapraszam cię na kieliszek szampana. – na jego twarz
wtargnął tajemniczy uśmiech. Nie miałam pojęcia co planował poza tym ‘luksusem’.
Z racji tego, że był moim bratem i darzyłam go ogromnym zaufaniem pozwoliłam mu
zaprowadzić mnie w kompletnie nie znane mi miejsce, gdzie chciał opić ze mną
mój sukces.
~*~
witam Was moi drodzy.
chciałam Wam bardzo serdecznie podziękować za te cudowne słowa w komentarzach pod prologiem.
nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy <3
dziękuję Wam bardzo.;*
*
co do tego rozdziału to nie jest on za długi.
przykro mi z tego powodu, naprawdę.
chciałam, żeby wyszło coś dłuższego.
przepraszam.
*
następnego rozdziału myślę, że możecie spodziewać się w piątek wieczorem.:)
z racji tego, że mam szkołę muszę tak postąpić.
na pewno rozumiecie mnie doskonale.:)