~z perspektywy Harryego~
Dni wolne zawsze szybko zlatywały. Za każdym razem chłopaki
wynajdywali co raz to nowsze zajęcia.
Nie było takiego dnia, że w naszym domu wiało nudą. Tu jakieś imprezy, jakieś
wypady nad jezioro czy po prostu durne wygłupy w naszym ogrodzie. Zawsze było
wesoło, jednak od dłuższego czas się pozmieniało. Spędzałem co raz mniej czasu
z Niallem, Zaynem, Liamem i Lou. Swoje wszelkie wolne chwile poświęcałem na
podróżowanie. Za kim? Ta odpowiedź jest chyba prosta. Jeździłem razem z Marthą,
podczas gdy ona nadal występowała dla Biebera. Chciałem mieć ją na oku.
Znaczyła dla mnie zbyt wiele, a kręciło się dookoła niej kilku facetów co ani
trochę mi się nie podobało. Wprawdzie nie byliśmy razem, ale mogę śmiało
powiedzieć, że byłem zazdrosny o nią jak cholera. Szczególnie wtedy kiedy był
przy niej Ian. Ten typek od samego
początku wydawał się być nią zainteresowany. Widziałem też, że Brooks
znakomicie czuła się w jego towarzystwie. Za każdym razem kiedy chciałem pójść
o krok w przód on stawał na naszej drodze. Przerywał wszelkie ważne dla mnie
momenty. Postanowiłem to jak najszybciej zmienić. On nie miał prawa o nią
walczyć. Nie ze mną. To egoistyczne, ale miłość nie zna tych wszystkich
pieprzonych zasad.
*
Na końcu korytarza dostrzegłem ich dwójkę. Wesoło o czym
gawędząc co chwilę uśmiechali się jeden do drugiego. Moje, jak dotąd
rozluźnione, pięści zacisnęły się mocno powodując tym samym, że skóra na
dłoniach zbielała. Podszedłem do nich już w tamtym momencie słysząc wyraźnie
ich chichoty. Kiedy byłem już dostatecznie blisko chwyciłem Marthę za jej
ramię. Dziewczyna niemal natychmiast odwróciła głowę w moją stronę. Na jej
twarzy pojawił się jeszcze szerszy uśmiech niż dotychczas miała. Nie powiem, że
nie, ale dawało mi to satysfakcję.
-Cześć Harry! – powiedziała radośnie po czym od razu
przytuliła się do mojego torsu. Położyłem na chwilę moją prawą dłoń na jej
plecach i kątem oka spoglądałem na Eastwooda. Wyraz jego twarzy był bezcenny.
Chciałem go takim oglądać już do końca. – Co tutaj robisz? – jej melodyjny głos
wyrwał mnie z kontemplacji na temat mojego ‘konkurenta’. Spojrzałem prosto w
jej oczy i zaczesałem ,jeden jej swobodnie opadający, kosmyk włosów za ucho.
-Porywam cię dzisiaj.
-Brzmi tajemniczo. – odwróciła się na chwilę w stronę Iana.
– A tak w ogóle to mam dla ciebie cudowną wiadomość! – jej wzrok znów wylądował
na mnie. – Otóż Ian oznajmił mi…
-Idź się ubierać, później mi opowiesz. – przerwałem jej w
pół zdania. Szczerze powiedziawszy bałem się co mogłem wtedy usłyszeć. Równie
dobrze mogłaby mi powiedzieć, że wyznał jej miłość. To by wiązało się z
dalszymi wydarzeniami, które na pewno złamały by mi serce. Uniknąłem tego w ten
bardzo dziwny, ale i skuteczny sposób. Martha od razu ruszyła w stronę szatni,
aby zabrać z niej swoją torbę na ubrania.
*
-Gdzie mnie wieziesz? – zapytała z uśmiechem na twarzy. Było
już dość ciemno, a drogi pozostało nie wiele. Aż do samego końca chciałem żeby
to pozostało niespodzianką, więc gdy tylko zapytała ja sprytnie unikałem
odpowiedzi mówiąc: ‘dowiesz się w swoim czasie’. Niezbyt ją to satysfakcjonowało,
ale nie mogłem ( a raczej nie chciałem) jak na razie nic mówić.
-Lubisz dzieci? – wypaliłem nagle, a Brooks spojrzała na
mnie niepewnie.
-Lubię. Dlaczego pytasz? – uniosła jedną brew do góry
tworząc przy tym bardzo zabawny całokształt.
-Tak sobie. – reszta podróży przeminęła nam dość spokojnie.
Dziewczyna nie zadawała więcej pytań. Chyba zdawała sobie sprawę z tego, że i
tak niczego się nie dowie.
Po niecałych piętnastu minutach zajechaliśmy na podjazd dość
wielkiego i bogato ozdobionego domu. Zgasiłem silnik samochodu i wyciągnąłem
kluczyki ze stacyjki.
-Gdzie jesteśmy? – zapytała będąc delikatnie zdziwioną.
Odpiąłem swój pas bezpieczeństwa i gestem ręki wskazałem aby uczyniła to samo.
Wysiadłem z auta i od razu pognałem na jej stronę. Otworzyłem jej drzwi i
wystawiłem w jej stronę dłoń.
-Pani pozwoli. – uśmiechnąłem się co także spowodowało
odwzajemnienie mimiki. Brooks podała mi swoją delikatną dłoń, a ja poczułem
jakby po moim ciele przeleciało miliony gorących dreszczy. – Zapraszam do
środka.
-Tylko mi nie mów, że to kolejna twoja posiadłość. –
zakpiła.
-Nie, skądże. Moich znajomych. Chcę żebyś ich poznała.- tym
razem tylko splotłem nasze palce i pociągnąłem ją za sobą. Nacisnąłem na
przycisk dzwonka i od tamtej pory oczekiwaliśmy, aż Tom nam otworzy. W tym
samym czasie ukradkiem spoglądałem to na moją towarzyszkę, to na nasze
splecione dłonie. Uśmiechnąłem się, bo czułem, że wszystko idzie po mojej
myśli. Miałem wielką nadzieję, że już wkrótce zasmakuje jej cudownych ust.
Nacisnąłem jeszcze raz na przycisk i tym razem drzwi
otworzyły się. Przede mną pojawiła się męska postać trzymająca małą dziewczynkę
na rękach.
-Lux! – ucieszyłem się na widok dziecka. Od razu wziąłem ją
na ręce i mocno przycisnąłem do swojej piersi. Na twarzy małej od razu pojawił
się uśmieszek. – Witaj Tom. Jak się
masz? – podałem dłoń ojcu dziewczynki.
-Po staremu. – uśmiechnął się. – Stary gdzie ty zgubiłeś te
swoje słynne loczki? – faktycznie miałem ich mniej po ostatniej akcji naszej
stylistki. Menadżerowie stwierdzili, że to już przereklamowane i chcąc czy nie
chcąc byłem zmuszony iść pod golarkę.
-Twoja narzeczona mnie tak opędzlowała. – zaśmialiśmy się, a
mi dopiero w tej chwili przypomniało się o obecności jeszcze jednej osoby. –
Tom poznaj Marthę, moją przyjaciółkę. Martha to Tom, narzeczony Lou.
-Miło mi cię poznać Martha. Harry dużo o tobie opowiadał. –
poczułem jak na moje policzki wpływają rumieńce. Usłyszałem tylko cichy chichot
Brooks. Mężczyzna zaprosił nas do środka. Gdzie Martha miała okazję poznać
większość rodziny Atkinsów i członków
rodu Teasdale.
*
-Martha pomożesz mu zawiesić te lampiony? On kompletnie nie
daje sobie rady. – to prawda. Nie szło mi najlepiej. Niby taka prosta rzecz,
ale jednak sprawiła mi trudności.
-Oczywiście! – Dziewczyna odkrzyknęła do Sam i już po chwili
była tuż obok mnie na podwórku. – No, no, no. Panie Styles to chyba rekord. W
czasie trzydziestu minut zdążył pan powiesić tylko jeden lampion. Co to się
dzieje?
-Nie żartuj sobie ze mnie tylko mi pomóż mądralo. – posłałem
jej zadziorny uśmieszek na co ona zareagowała tylko podniesieniem następnego
lampionu.
-A żebyś wiedział, że ci pomogę. – wystawiła język w moją
stronę i przystąpiła do pracy. Zręcznie wspinała
się po drabinie i wieszała
lampiony w konarach drzew. Ja przez ten czas stałem wpatrzony w jej idealne
ciało. Nie byłem się w stanie skupić kiedy ona była obok. – Możesz tu podejść
na chwilę? - wykonałem jej prośbę i już
po chwili znalazłem się obok niej. – Możesz mnie podsadzić? Tam nie ma żadnego
lampionu, a drabiny sami nie przesuniemy. Jest ciężka. Nie mam pojęcia jak Tom
sobie z nią radzi. – tak naprawdę drabina była przymocowana do podłoża, aby
nikt nie mógł się na niej przewrócić. Nie informowałem jej o tym, gdyż był to
idealny pretekst do ponownego kontaktu naszych ciał.
Chwyciłem ją za biodra i delikatnie uniosłem ją do góry. Ona
sprawnie przymocowała lampkę nad naszymi głowami i już po chwili mogłem ją
opuścić na ziemię. Gdy jej stopy nawiązały kontakt z podłożem Dziewczyna
podniosła głowę do góry. Nasze spojrzenia się spotkały. Zatonąłem w jej
niebieskich tęczówkach, które w świetle lampionów przybierały niezwykłej barwy.
Cały czas trzymałem jej biodra. Po moim ciele cały czas przechodziły przyjemne
dreszcze. Ona była temu winna, jednak miałem ochotę czuć to codziennie.
Chciałem ją po prostu mieć ja na własność. Tylko dla siebie. Martha wierzchem
swojej dłoni przejechała po moim policzku. Cały czas patrząc się w moje oczy
swoją dłonią poznawała zarys mojej twarzy. Była delikatna. Zupełnie jakby
dotykała porcelany. Pod wpływem impulsu zbliżyłem się do niej. Ona
instynktownie też zaczęła się zbliżać. Nasze usta dzieliły tylko milimetry.
Zacząłem już nawet mrużyć swoje powieki, jednak po chwili w bezczelny sposób
nam przerwano. Do ogrodu wleciała grupka dzieciaków, krzycząc i śmiejąc się.
Przekląłem w duchu. Nie chciałem żeby nam przerywano. Byłem tak blisko jak
nigdy. W tamtym momencie poczuliśmy się niezręcznie. Odsunęliśmy się od siebie
udając, że nic tu nie miało miejsca. Swoją dłonią zacząłem trzeć kark. W głowie starałem się poskładać jakieś sensowne
zdania. Nic nie przychodziło mi do głowy w jaki sposób mógłbym zacząć rozmowę.
Po chwili olśniło mnie.
-Dzisiaj po treningu chciałaś mi coś powiedzieć o Ianie. Co
to było?
-Co? – powiedziała lekko zszokowana. – A tak. Chciałam ci
powiedzieć, że Ian znalazł sobie dziewczynę. -
w mojej podświadomości zacząłem tańczyć dziki taniec szczęścia.
-To cudownie. – Martha odpowiedziała mi tylko uśmiechem i
wróciła do domu. Cieszyłem się jak małe dziecko. Mój największy rywal został
unicestwiony. Wiedziałem już, że teraz zależało już wszystko ode mnie. To ja
miałem asa w rękawie. Miałem dobre karty, wystarczyło już teraz dobrze je
rozegrać. Miałem wolną drogę do zdobywania jej
serca.
~*~
jestem do bani.
nawaliłam.
przepraszam.
*
mam chociaż nadzieję, że ten rozdział Wam się spodobał.
piszcie swoje opinie niżej.
7+ komentarzy = nowy dział. (:
*
obejrzyjcie <3