piątek, 6 grudnia 2013

Chapter 18.

~z perspektywy Iana~

Byłem podekscytowany i szczęśliwy za razem. Moim największym marzeniem odkąd zacząłem tańczyć było prowadzić warsztaty taneczne. To marzenie każdej osoby z mojej branży. Do pewnego momentu myślałem, że Martha czuje to samo. Zawsze z podnieceniem i zaangażowaniem wkręcała się w rozmowę o warsztatach. Zawsze to ona była pierwsza, aby pokazać wszystkim na co ją stać i jak wiele potrafi. Była naprawdę zdolna. Talentu jej nie brakowało. Wielokrotnie proponowano jej pracę w różnych szkołach tanecznych jednak ze względu na Biebera nie podejmowała się nich. A teraz? Teraz nie widziałem w niej żadnych emocji. Chodziła przygnębiona. Nie uśmiechała się. Nie śmiała. Było coś nie tak, a ja nawet nie wiedziałem co to było. Chciałem jej za wszelką cenę pomóc. Była jedną z bliższych mi osób i naprawdę trudno patrzyło się, że Dziewczyna chodzi smutna. Jednak mimo mojej troski ona nie pozwalała sobie pomóc. Na pytania ‘czy wszystko w porządku?’ odpowiadała zwykłym przytaknięciem lub po prostu nie odzywała się i ignorowała pytanie. Przez dłuższy czas myślałem nad tym czy z tym nie ma coś tajemnicze zniknięcie Stylesa. Mam na myśli to, że nie widziałem go od dłuższego czasu. Niewątpliwie było to dziwne. Dlaczego? Bo on zawsze był gdzieś w pobliżu. Gdzie była Martha był tam też on. Nie odstępował jej na krok, obserwował ją na próbach. Czasami nawet odprowadzał ją pod samiutkie drzwi szatni damskiej. Nie wspomnę też, że jego zachowanie drastycznie zmieniało się gdy byłem w pobliżu. Tylko ślepy by nie zauważył, że był zazdrosny. On od zawsze spoglądał na nią tym swoim rozmarzonym spojrzeniem. Wiadomo, że każdy ma prawo się zakochać, ale fakt że on cały czas to drążył i nie miał zamiaru jej tego wyznać irytował mnie. Martha tego nie widziała, bo była w takim samym stanie jak on. Uważam, że oboje bali się odrzucenia. Może się mylę? Może Brooks wyznała Stylesowi co czuje, a on ją odrzucił i olał. Może było odwrotnie i teraz gryzły ją wyrzuty sumienia. Nie. To zdecydowanie nie mogło być to. Wszyscy doskonale wiedzieliśmy, że pomiędzy tą dwójką istnieje chemia. Często na próbach siadaliśmy razem z Justinem i rozmawialiśmy o nich. Zdarzało się, że myśleliśmy nad zorganizowaniem dla nich randki. Chcieliśmy ich w końcu połączyć, bo ich podchody naprawdę drażniły i działały na nerwy. 
Postanowiłem się dowiedzieć się czegoś więcej. Ale nie od niej. Wybrałem się sam do szanownego pana Harryego Stylesa. Za swoje własne pieniądze kupiłem bilet na najbliższy samolot do Londynu. Zrezygnowałem nawet z prowadzenia tych cholernych warsztatów. Robiłem to wszystko dla jej dobra. Chciałem w końcu zobaczyć jej wspaniały uśmiech na twarzy. O wszystkim poinformowałem Biebera. Obiecał nikomu nie pisnąć ani słówka. Niesamowite ile mógł dla mnie załatwić. Zdobył dla mnie adres Harryego. Sprawił, że po przyjeździe do Londynu miałem swój własny samochód. Byłem niezwykle mu wdzięczny. Zresztą on także chciał, aby Martha znowu była radosna. Od samego początku nasza trójka szczególnie się związała. Byliśmy jak dwójka braci dla niej, a bracia muszą działać kiedy dzieje się źle.
Więc oto jestem tutaj. W słynnym Londynie. W mieście niespodzianek i przeróżnych uliczek, w których można się zgubić. Poważnie. Musiałem nieźle się namęczyć, żeby znaleźć mieszkanie Stylesa. Niewątpliwie nawigacja wniosła wiele w moją akcje. Chociaż, nie powiem, nawet z nią się gubiłem. Ostatecznie znalazłem się pod domem, który często okupywany jest przez tłumy nastolatek. Byłem w miejscu gdzie zawsze coś się działo i gdzie nie było cicho. Zawsze znaleźliby się jacyś paparazzi, fani lub jakieś inne gwiazdy. Teraz było tam cicho. Żadnej żywej duszy, żadnego samochodu. Tylko kilka złączonych ze sobą w rząd domów i świszczący wiatr. No i oczywiście ja. Zaczynałem zastanawiać czy on w ogóle tu jest. Zastanawiałem się nad ewentualnym pojechaniem do hotelu i wróceniu w to miejsce za kilka godzin. Kiedy nagle coś mnie tchnęło. Coś co sprawiło, że od razu wysiadłem z wypożyczonego samochodu. Szybkim krokiem przemierzyłem dystans pomiędzy pojazdem a gankiem odpowiedniego domu. Trzema większymi krokami pokonałem kilka schodków i już stałem pod drzwiami bożyszcza nastolatek. Chwile wahałem się zanim zapukałem. Myślałem czy to ma sens. Zapukałem dopiero gdy w mojej podświadomości pojawił się obraz smutnej Marthy. Wtedy moja ręka samoistnie podniosła się do góry i kilkakrotnie uderzyła o drewnianą powierzchnię drzwi. Czekałem przez dłuższą chwile. Nikt mi nie odpowiedział. Nie było go w domu. Rozczarowanie zaczęło się powiększać kiedy po raz kolejny zapukałem i znowu odpowiedziała mi cisza. Zrezygnowany zacząłem schodzić po schodach. Musiałem powiadomić Justina o nieudanej pierwszej akcji. Zatrzymał mnie jednak dźwięk przekręcanego zamka. Od razu zatrzymałem się i odwróciłem w stronę drzwi, w których po chwili zobaczyłem zmarnowaną sylwetkę człowieka. Miał podkrążone oczy. Ubrany był w stare dresy. Włosy miał w jeszcze większym nieładzie niż zawsze. Kiedy mnie zobaczył jego twarz przedstawiała zaskoczenie.
-Ian? – zapytał zdziwiony moją obecnością. – Co ty tutaj robisz?

-Mamy do pogadania Styles. – odparłem i nawet bez drobnego pytania wepchnąłem się do jego apartamentu. Nie obchodziło mnie czy byłem niegrzeczny czy nie wychowany. Liczyło się tylko jedno. Martha.
~*~
Wiem, że ten rozdział jest krótki i nudny jak cholera, ale to jest tak jakby wprowadzenie
do następnego rozdziału, który postaram się wydłużyć jak najbardziej
będę potrafiła. 
Obiecuję xx
*
PRZEPRAAAAAASZAM!
nie było mnie tak długo. 
a to wszystko dlatego, że miałam straszny zapie*dol (za przeproszenim)
w szkole. 
wiecie, jestem w 3 klasie gimnazujm i jest naprawdę trudno.
ledwo co nadążam, a jeszcze w przyszłym tygodniu mam testy próbne.

no nic. nie będę tu pisać historii mojego życia.
*
10+ komentarzy = nowy rozdział.